Największym problemem rodzimego życia publicznego i intelektualnego jest pełzający konformizm
1.
Lepiej późno, chce się rzec, niż wcale. Tak można skwitować ostatni przypływ szczerości zacnych profesorów na temat kondycji rodzimej edukacji.
Oto profesor Jan Stanek postanowił wyznać, niemal jak na spowiedzi, co myśli o rodzimych uniwersytetach: „Pisze do Was profesor fizyki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, już w wieku przedemerytalnym, nienależący do żadnej partii politycznej, niepełniący żadnej funkcji kierowniczej, niestarający się o żadne stanowisko (…) Czuję się w obowiązku zwierzyć się Wam z bardzo przykrej tajemnicy. Nie jesteście – większość z Was – dobrze wykształceni, a jedynie tak Wam się wydaje. Zostaliście oszukani najpierw przez nauczycieli, a potem przez wykładowców”.
W podobnym duchu sprawę przedstawia profesor Ewa Nawrocka z Uniwersytetu Gdańskiego, która w słynnym już wykładzie mówi wprost: „Wyższe uczelnie udają, że kształcą, studenci udają, że studiują. Czas to zmienić, bo mamy już katastrofę”. A w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przyznaje, skąd dziś bierze się ten jej przypływ szczerości: „Moja odwaga jest tania, bo mam 70 lat i za trzy miesiące przechodzę na emeryturę. Oderwę się od tego wszystkiego, będę miała więcej czasu dla wnuków”.
Mocne? Jasne!
2.
A jednak – ten przypływ szczerości, to nagłe poczucie odpowiedzialności, ta odwaga narażenia się kolegom po fachu i studentom – to wszystko nie budzi mojego entuzjazmu. Dlaczego?
Po pierwsze, jasno z obu wypowiedzi wynika, że profesorowie zdecydowali się walić „prawdę” między oczy, kiedy już nie mają nic do stracenia, gdy nie starają się o żadne stanowiska, gdyż – krótko – wszystko im jedno, bo ciepła emerytura za pasem. Z rozbrajającą szczerością mówi o tym prof. Nawrocka. Tyle, że to nie jest tania odwaga. Dużo przemawia za tym, że w obu postawach można się dopatrzeć oportunizmu.
Po drugie, i prof. Stanek, i prof. Nawrocka brali przecież odpowiedzialność za kształt nauczania swoich studentów. Nikt nie bronił im wymagać od swoich żaków więcej. Nikt nie stał im na przeszkodzie, by uczyli z pasją. Tyle, że duża część profesorów i wykładowców przez ostatnie 20 lat nie tyle nauczała, co biegała od uczelni do uczelni, by zarabiać kasę.
Innymi słowy: wykładowcy w dużym stopniu patrzyli na stan swojego portfela, a nie na jakość swojego nauczania. Dziś biją na alarm, bo w wyniku niżu demograficznego i reformy szkolnictwa wyższego duża część wykładowców straci swoje liczne etaty. Co ważne, stracą je także dlatego, gdyż zmienia się świadomość młodych ludzi, którzy wiedzą już, że studia niekoniecznie gwarantują pracę. A to sprawia, że młodzi inaczej rozpoczynają drogę swojej kariery zawodowej niż poprzez zdobycie dyplomu.
Po trzecie, profesorowie Stanek i Nawrocka nie są szeregowymi pracownikami uniwersytetów. Mogli wpływać na ich kształt i reformę. Powiedzmy to wprost: nie ma tak złego systemu edukacyjnego, w którym nie można by dobrze i z pasją uczyć studentów. I nie ma tak doskonałego systemu kształcenia, w którym nie można by źle i bez namiętności uczyć żaków.
Po trzecie, uniwersytety nie tylko w Polsce, ale niemal na całym świecie są w kryzysie. Doskonale pokazuje to książka „Wolność, Równość, Uniwersytet”, którą opublikował Instytut Obywatelski. Jest to praca zbiorowa, gdzie badacze z Polski, Niemiec, Włoch, Finlandii, Malty, Francji próbują odpowiedzieć na następujące pytania: Co oznacza autonomia uniwersytetu dzisiaj? Czy możliwa jest jeszcze wolność badań, swoboda wypowiedzi, nieskrępowana zewnętrznymi uwarunkowaniami bezinteresowna myśl?
Dalej: czy coraz większa zależność europejskich uczelni od polityki i finansów gwarantuje jeszcze uniwersytetowi miejsce najważniejszej instytucji ideotwórczej, odczytującej świat oraz wyznaczającej myślenie o nim? To, że łatwych odpowiedzi już nie ma, wie nawet dziecko!
I rzecz ostatnia: tylko ci, którzy liczą na naszą naiwność, mogą nam wmawiać, że amerykańskie uniwersytety, co często w Polsce uchodzi za niepisany dogmat, to ideał akademii, gdzie o nic innego nie idzie, jak tylko o prawdę. Mit ten burzy Lindsay Waters w niewielkiej, acz błyskotliwej książeczce „Zmierzch wiedzy. Przemiany uniwersytetu a rynek publikacji naukowych”. Dowodzi on, że subtelni badacze sonetów Petrarki czy powieści Prousta uczestniczą w takim samym wyścigu szczurów, jak menadżerowie korporacji w boju o fotel prezesa i wyższe gaże.
3.
Co prawda z innej branży, ale w podobnym, posypującym głowę popiołem duchu, bił się w piersi na łamach „Polityki” były już dziennikarz „Gazety Wyborczej” Wojciech Jagielski. Znany reporter, gdy już pożegnał się z redakcją „Gazety”, wyznaje: „Sprzedawaliśmy głupotę na masową skalę i teraz mamy odbiorców wychowanych na tej głupocie”.
Przepraszam, że już drugi raz powołam się na swój tekst, ale już kilka lat temu pisałem: „Wyobraźmy sobie, że do Polski przyjeżdża intelektualista, który nic nie wie o naszym kraju, ale chciałby się szybko czegoś dowiedzieć. ‚Pozwólcie mi przez tydzień oglądać wasze programy publicystyczne i czytać wasze gazety – proponuje – a powiem wam, w jakim kraju mieszkacie’. I jeśli ów intelektualista chciałby być uczciwy, to obawiam się, że po tygodniu musiałby stwierdzić jedno: ‚To nie jest kraj dla myślących ludzi’”. A nie jest, jeśli oceniać go tylko po poziomie naszych mediów.
4.
Trudno oprzeć się wrażeniu, czytając te słuszne skądinąd uwagi zacnych profesorów i znanego reportera o naszej edukacji czy kondycji mediów, że dziś odwaga mocno potaniała. Bo ich głosy pojawiają się w chwili, gdy już nic nie mają do stracenia: jedni, bo idą na emeryturę, inni, gdy zmieniają redakcję. I dlatego ostatnie zdanie musi brzmieć gorzko: największym problemem rodzimego życia publicznego i intelektualnego jest pełzający konformizm.
7 maja o godz. 10:05 318
Mnie to śmieszy. Przecież bardzo ważnym, zapatrzonym w siebie profesorom nikt nie przeszkadzał w dobrym nauczaniu. Wprost przeciwnie. Uczelnie mają szeroką autonomię. Ministerstwo narzuca wprawdzie pewne minima programowe dla poszczególnych kierunków ale zawsze można uczyć więcej, lepiej i coś nowego. Są Rady Wydziałów, komisje, na których omawia się programy nauczania. Można nawiązywać wspólpracę ze światem zewnętrznym poprzez praktyki dla studentów staże czy pisanie przydatnych prac dyplomowych (99% to czysta teoria tylko do przechowywania w bibliotece). Trzeba tylko naprawdę chcieć a nie „odwalać pańszczyznę” jak to robi większość kadry i poświęcić takiej pracy więcej czasu.
7 maja o godz. 10:14 319
I po tośmy wywołali wielką rewolucję i odnieśli historyczne zwycięstwo nad komuną aby stworzyć pełzający konformizm? Jedlicki pisał o cywilizacji podłości. Tischner o „Etyce solidarności” i nic? Inni także pisali. Pani Ewa Nawrocka ukończyła jak pisze doskonałą szkołę średnią. I gdzie są te szkoły, nauczyciele? Ja ukończyłem doskonały Uniwersytet Jagielloński w roku 1956. Nic z niego nie pozostało. I trzeba znowu od nowa.
7 maja o godz. 10:22 320
Chyba wiekszosc duzych instytucji w naszym kraju nadal zyje w poprzedniej epoce. Uniwersytety ze swoja rozbudowana ponad granice przyzwoitosci biurokracja nie wyrozniaja sie pod tym wzgledem.
Ale moze czas odpuscic? Przestac oczekiwac ze duze instytucje we sfragmentaryzowanym ponowoczesnym swiecie kiedykolwiek beda mialy jeszcze cos do zaoferowania? Przelomowe Innowacje nie powstaja na uniwersytetach czy korporacjach tylko w mikro firmach ktore mieszcza sie w garazach. Podobnie mysl rozwija sie raczej w wolnym internecie niz w zbiurokratyzowanym srodowisku instytucji.
Ja bym im odpuscil i pozwolil upasc albo skurczyc sie o polowe, a budzetowe dotacje przeznaczyl dla tych, ktorym sie chce.
7 maja o godz. 10:40 321
Wyścig szczurów, wyścig po kasę, wyniki badań opracowywane pod zamówienie, oportunizm i obawa przed osądem środowiska, jeśli ma się poglądy inne niż „powszechnie obowiązujące”.
Kiedyś wyśmiewano Pasteura i Darwina. Teraz nie wolno zgłaszać zastrzeżeń w sprawie ocieplenia, a pan Bendyk u siebie nadal wierzy w obiektywizm i profesjonalizm naukowców 😉
7 maja o godz. 10:43 322
Nie wiem jak uczyli wspomniani profesorowie. Może to akurat był chlubny wyjątek a może i nie. Ale ich wystąpienia nie były o tym. Ogólnie mają rację że system jest niewydolny. Niewydolność zaczyna się w szkole podstawowej. Miałem ostatnio możliwość porównania programów 1 klasy w USA (dla 6latków) i w Polsce (dla 7 latków). I wiem dlaczego nasi absolwenci nie posiadają umiejętności rozumienia czytanego tekstu. Kiedyś chałturzyłem udzielając korepetycje z matematyki i fizyki dla osób ubiegających się na studia (wtedy jeszcze były egzaminy). Zawsze zaczynałem od sprawdzenia poziomu. I stwierdzałem że 80% ludzi nie potrafiło dodać 1/4+1/5. A to jest 3 lub 4 klasa podstawówki. To jest efekt nieudanej reformy z lat 70. Teraz jest znacznie gorzej.
7 maja o godz. 11:11 323
Sama nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Przecież ten paskudny trend na polskich uczelniach to nic nowego. Od czasu przemian uczelnie sukcesywnie podnosiły liczbę przyjmowanych studentów, by obniżać jakość oferowanych wykładów i ćwiczeń (liczebność grup MA ZNACZENIE). A przyzwyczajenia prowadzących, by mieć w d… obowiązkowość i punktualność (własną i studentów) można opisać w kilku tomach historii KAŻDEGO, kto studiował.
7 maja o godz. 11:48 324
@Hanna
gwoli uczciwości nie wiemy jak uczyli przywołani w artykule profesorowie, może oni akurat uczyli dobrze i z pasją. Pracowałem przez dość długi czas na jednym z najlepszych polskich uniwersytetów (ROTFL) i wiem jak to wygląda, mój szef od ’89 roku walczył z obniżaniem lotów naszego wydziału ale narażał się tylko na ostracyzm nie tylko władz uczelni i studentów ale również kolejnych profesorów z własnego wydziału. Problem więc nie w profesorach, ale w systemie dodatkowo nieustająco psutym kolejnymi reformami, oraz rynkiem pracy który tak naprawdę nie potrzebuje ludzi z wykształceniem uniwersyteckim (a przynajmniej w takich ilościach); gdyby Polska była krajem w którym istnieją centra badawczo-rozwojowe przy firmach produkcyjnych, gdybyśmy mieli własny przemysł, prowadzili własne badania podstawowe, gdyby przemysł czy szerzej gospodarka potrzebowała wiedzy uniwersyteckiej to istniałby rynek na wiedzę obecnie jest tylko rynek na dyplomy; a uczelnie zgodnie z zasadami gospodarki wolnorynkowej do tego się dostosowały sprzedają produkt na który jest popyt tj. dyplomy, jak się zacznie popyt na wiedzę to zaczną sprzedawać wiedzę (oczywiście zakładając że będą jeszcze potrafiły). Ja osobiście nie wierzę w zmianę wystarczy posłuchać wypowiedzi przedstawicieli pracodawców którzy nie mają po pierwsze pojęcia na czym polega wiedza uniwersytecka (temat rzeka na kolejną dyskusję) ale po drugie nie zamierzają inwestować w absolwentów tak naprawdę potrzebują roboli przygotowanych do pracy. Stąd nasze uczelnie powoli stają się wyższymi szkołami zawodowymi które od wielu lat nie dają wykształcenia uniwersyteckiego, ale również nie dają odpowiedniego przygotowania zawodowego bo pracujący tam ludzie nigdy nie pracowali na rynku (w przemyśle) i nie mają zielonego pojęcia jak ten świat zewnętrzny działa. Vide nie uczą niczego co odkryto po 20 latach – zaprawdę jesteśmy mistrzami spostrzegawczości.
PS. Mój starszy kolega z uczelni żartował że dopiero teraz po tzw. upadku komunizmu w Polsce zaczęto testować in vivo marksistowską zasadę że ilość przejdzie w jakość. Niestety eksperyment się nie powiódł. Straciliśmy co najmniej jedno pokolenie na dogonieniu intelektualnym świata zachodniego pomimo ogólnego kryzysu nauki.
7 maja o godz. 12:33 325
Coś z przeszłości: zziajany student dopada drzwi szefowej katedry geologii, bo jest przekonany, że spóźnił się ciut na egzamin, a w rzeczywistości pomyliły mu się daty. Ubrana już do wyjścia w płaszcz pani profesor, nawet się specjalnie nie dziwi, zdejmuje płaszcz i zaprasza studenta do złożenia egzaminu. Wszystko się wyjaśnia podczas wpisywania oceny do indeksu, a zakłopotanie studenta pani profesor kwituje tak: to nie pan jako student jest dla mnie, tylko odwrotnie.
Jeśli w tamtych czasach marcowi docenci byli żenadą, to jak nazwać dzisiejszych plagiatorów z tytułami naukowymi, kształcących przyszłość NARODU?
Pan prof. Michał Kleiber, szef PAN na pytanie dziennikarki, co myśli o wypowiedziach przytoczonych tu na blogu przez gospodarza, odpowiada: na tak, ale to nie jest cała prawda, w innych krajach też nie jest najlepiej.
Jak mama mnie pytała dlaczego dostałem tróję, to ja z po kleiberowsku odpowiadałem: jeszcze gorsi byli mamusiu.
7 maja o godz. 12:47 326
Mnie oba przywołane teksty profesorskie kojarzą się najbardziej z wezwaniem wojowników, „bardzo odważnych”, którzy u A. Waligórskiego (śpiewał to T. Chyła) przyszli do kniazia Dreptaka: „Albo w ogóle coś zróbcie”. W żadnym z nich nie dopatrzyłem się cienia konkretnej propozycji. A ponarzekać żadna sztuka; sam też potrafię (tyle że nie lubię).
7 maja o godz. 12:52 327
Nie trzeba miec pretensji do tych profesorow, ktorzy naswietlili problem. Zapewne oni sami dobrze wywiazywali sie ze swoich onbowiazkow. W Polsce panuje wszedzie zawisc, takze wsrod kadry uniwersyteckiej, wiec pewnie chcieli doczekac tej emerytury w spokoju. Nie potrzeba intelektualisty z obcego kraju aby ocenil polskie media. Ja nie jestem takim, chociaz mieszkam dlugo w obcym kraju. Mam niektore polskie stacje telewizyjne, kupuje Polityke w tutejszym kiosku($4,45) i na internecie czytam gazety. Gazety jeszcze czytam a telewizji przestalem ogladac juz dawno, tylko czasami troche zerkam. Aby cos poprawic w szkolnictwie, trzeba zaczac od uczenia pierwszakow , ze nie wolno sciagac ani pozwalac sciagac. Ta podstawowa zasada jest niemozliwa do wprowadzenia w Polsce, bo wszelkie kretactwo tak weszlo w nasza nature, ze nie da sie wyplenic szybko, trzeba dziesiecioleci. Tzreba tez inaczej uczyc, sa gotowe wzory w krajach bardziej cywilizowanych, nie trzeba nic wymyslac, tylko zapoznac sie i wprowadzac u nas.
7 maja o godz. 13:42 328
Pisze Pan, że „nikt nie bronił im wymagać od swoich żaków więcej”. Problem właśnie w tym, że nie jest to prawdą. Jeśli chce się mieć w ogóle możliwość uczyć dobrze i z pasją trzeba się podporządkować systemowi, a system np. nie pozwala prowadzić zajęć dla 8 zdolnych, dających radę sprostać większym wymaganiom studentów. W konsekwencji, aby móc uczyć tych 8 zdolnych, trzeba przepuszczać na egzaminach też pewną liczbę mniej zdolnych, czyli wymagać mniej. Tak więc to właśnie system broni nam wymagać od żaków więcej.
7 maja o godz. 13:58 329
Jest w okresie ochronnym. Mogą mu naskoczyć.
7 maja o godz. 16:28 330
Obecne nauczanie na uniwersytetach to problem bardziej zlozony niz mogloby sie wydawac. Po pierwsze, od wielu lat nabor do zawodu nauczyciela akademickiego jest na zasadzie negatywnej selekcji. Nikt przy zdrowych zmyslach, posiadajacy wspolczynnik inteligancji ktory jest wymagany w tym zawodzie, nie wybierze nauczania „cudzych dzieci” za pieniadze, ktore profesor uniwersytecki zarabia w Polsce. Najlepsi pojda do biznesu, na prawo lub medycyne. Po drugie, administratorzy uczelniani rozliczaja kadre akademicka nie tylko z nauczania, ale coraz bardziej z ilosci pieniedzy na badania, ktore sa oni w stanie przyniesc. Ci co sa najlepsi w „research” niekoniecznie maja najlepsze podejscie dydaktyczne. Tak jest na calym swiecie. Nauczyciel jest daleko za badaczem w hierarchii waznosci. Poniewaz pieniedzy na badania jest coraz mniej, coraz wiecej wysilku potrzeba aby takie pieniadze znalezc.
Po trzecie, ostatnio mozna bylo przeczytac wiele krytycznych komentarzy nt Polskich uniwersytetow autorstwa niektory „przywodcow gospodarczych”. Ci sami ludzie ktorzy bardzo narzekaja na brak kwalifikacji absolwentow krajowych, nie maja zadnych skrupolow aby doksztalcac gorzej przygotowanych pracownikow w krajach Azji poludniowo-wschodniej. Po czwarte, tak naprawde, w Polsce nie potrzeba duzo ludzi z wyzszym wyksztalceniem poniewaz wiekszosc miejsc pracy wymaga niskich kwalifikacji. Dobrze wyksztaceni absolwenci, a zwlaszcza Ci ktorzy posiadaja stopien doktorski, znajda prace, ale nie w Polsce. Po piate, wszyscy sie teraz uwzieli aby „pile on”. Rzeczywistosc nie jest chyba az taka zla, co nie znaczy ze nie mozna zrobic wiecej patrzac na ranking polskich uniwesytetow w rankingu swiatowym. Chcielibysmy zeby w Polsce byl dobry system edukacyjny i nauka na swiatowym poziomie, jednak naklady na ta dzialalnosc sa mikroskopijne. Biorac ten wlasnie czynnik pod uwage, chyba jest calkiem dobrze. Polska musi zainwestowac duzo wiecej pieniedzy w wyksztacenie najzdolniejszych, efekty przyjda same…ale za 10-20 lat. Trzeba sie spieszyc.
7 maja o godz. 17:53 331
@ ben 7 maja o godz. 12:52 pisze:
”Nie trzeba miec pretensji do tych profesorow, ktorzy naswietlili problem. Zapewne oni sami dobrze wywiazywali sie ze swoich onbowiazkow. W Polsce panuje wszedzie zawisc, takze wsrod kadry uniwersyteckiej, wiec pewnie chcieli doczekac tej emerytury w spokoju.”
Podzielam tą opinię. Krytyczny ton przyjęty przez red. J. Makowskiego i niektórych blogowiczów wobec dwójki profesorów, z braku przykładów, że istotnie źle oni uczyli, są tylko spekulacjami i pachną brzydko zawiścią.
7 maja o godz. 18:10 332
Oczekiwanie, że spauperyzowany profesor w spodniach wypchniętych na kolanach ponieważ to jedyna para, będzie pasjonatem uczenia setek studentów wtłoczonych przez kolejne reformy do sal przewidzianych na 20 osób jest myślową aberracją. Naprawdę, w tych warunkach nieprzekrzyczy ich nawet. Jeżeli ma prowadzić dociekania, publikować i jednocześnie poświęcać się nauczaniu setek to musi żyć tylko z uniwersyteckiej pensji bo absolutnie na nic innego nie będzie już miał czasu. Musi żyć z pojedyńczej pensji która nie umożliwia przetrwania nawet na poziomie ubóstwa. Ci którzy wspominają swoje dobre wykształcenie z uczelni lat 50 czy 60, powinni pamiętać, że byli nauczani w większości przez profesorów dobrze sytuowanych, nauczających studentów w małych grupach (ach te sale ćwiczeniowe ze stołami Kulmana dla każdego studenta) mogących poświęcać swój czas na badania, doskonalenie a także współpracę ze studentami. Dzisiejsza (polska) szkoła wyższa nie ma nic wspólnego z tą wspólnotą akademicką łączącą ówczesnych studentów i profesorów. Jeżeli chcielibyśmy przywrócić (przynajmniej wybranym) szkołom wyższym jakość kształcenia to powinniśmy zacząć od umożliwienia prowadzącym prowadzenia zajęć w sposób ludzki t.j. zapewnienia im środków do życia, czasu i przestrzeni na wypracowanie i stworzenie w szkole relacji prawdziwie akademickich. Reszta przyjdzie sama. Tyle i tylko tyle.
7 maja o godz. 19:31 333
Pogrzebano nas za życia i grzebie nas się dalej, bo grzebią nas ślepcy i głusi. A wystarczyłoby zastosować zimny prysznic w postaci lektury komentarzy obecnych maturzystów na forach, jak sępy oczekujących aż „ktoś wrzuci arkusze do netu”. Dziś, przykładowo, ku mej gorzkiej radości, dane było mi przeczytać gorączkowe dociekania przyszłej, zapewne, studentki, czy jeśli w kluczu maturalnym najpierw pojawił się opis X, a następnie Y, to czy odwrócenie kolejności opisów w pracy jest niepoprawne („to to jest źle?”). A nie daj Boże uświadczyć, jak silą się na intelektualną dyskusję (o wyższości streszczeń nad lekturami, na ten przykład, albo o tym, jak wielkim marnotrawstwem czasu jest czytanie lektur przez „umysły ścisłe”, którego to określenia nie wahają się użyć w kontekście własnej osoby). Hoduj sobie dalej armię zaklętych zombie, drogi świecie.
7 maja o godz. 20:06 334
Nie chcę odnosic się do merytorycznych ocen państwa profesorów /?/. Natomiast, przyznając się do swojego wieku, w związku z czym ogłaszają prawdę, bo jak rozumię nie zaszkodzi to ich karierze, to mam wrażenie, że są niezbyt szczerzy, także w odniesieniu do swojej samooceny. Przy tak wiele lat milczeli, aż przed odejściem na emeryturę zrzucili z serca ten ciężar. A przecież szkoła wyższa ma uczyc krytycznego myślenia, odważnego wypowiadania swoich poglądów. Co robili przez tak wiele lat profesorowie nie tylko w gronie naukowców ale także studentów. Zaiste dziwne zachowanie. Jestem z dala od prezentowania poglądów, że poziom studiów jest wysoki, ale tu i ówdzie słyszę oceny studiów za granicą. Jak wynika z tych wypowiedzi nie mamy się czego tak bardzo dziwic. To co kryje się za dyplomem absolwenta to nie tylko problem uczelni, to głównie problem tego absolwenta – on tego dyplomu używa/wykorzystuje jako argumentu jego kwalifikacji. Przyjmując pogląd, że ten dyplom „kupił” czy „zakuł, zdał i zapomniał” to w końcu jego oceni środowisko zawodowe.
7 maja o godz. 20:12 335
Monika: „Sama nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Przecież ten paskudny trend na polskich uczelniach to nic nowego. Od czasu przemian uczelnie sukcesywnie podnosiły liczbę przyjmowanych studentów, by obniżać jakość oferowanych wykładów i ćwiczeń (liczebność grup MA ZNACZENIE). A przyzwyczajenia prowadzących, by mieć w d… obowiązkowość i punktualność (własną i studentów) można opisać w kilku tomach historii KAŻDEGO, kto studiował”
Pani Moniko, ponizej przerobiony tekst:
Sama nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Przecież ten paskudny trend na AMERYKANSKICH uczelniach to nic nowego. Od czasu przemian uczelnie sukcesywnie podnosiły liczbę przyjmowanych studentów, by obniżać jakość oferowanych wykładów i ćwiczeń (liczebność grup MA ZNACZENIE). A przyzwyczajenia prowadzących, by mieć w d… obowiązkowość i punktualność (własną i studentów) można opisać w kilku tomach historii KAŻDEGO, kto studiował.”
„Robilem za profesora” na dwoch amerykanskich uczelniach. Kilkanascie lat w sumie. Odszedlem z wlasnej woli. Nie chcialem uczestniczyc w czyms co sie nazywa „scam”, a po naszemu najblizej temu terminowi jest „oszustwo”
To nie jest problem polski. To jest problem tak zwanej „cywilizacji zachodniej” ktora nie umie dostosowac sie do zmieniajacych sie struktur zatrudnienia i zmian kulturowych
7 maja o godz. 20:38 336
Przez ostatnie 20 lat nie dokonano zadnej rzeczywistej reformy niudolnego i niewydolnego systemu szkolnictwa wyzszego i nauki w Polsce… To co
zrobiono, to byly tylko czysto „kosmetyczne” poprawki !
7 maja o godz. 20:39 337
Etatyzm. Nie ma żadnego wolnego dziennikarstwa z wyjątkiem DZIENNIKARZY OBYWATELSKICH.
Dziennikarz pracujący na etacie jest robolem. Ma mentalność robola. Ma efekty jak robol.
Podobnie pracownik uniwersytecki pracujący na etacie jest robolem odrabiającym swoją pańszczyznę.
Czasem ktoś, coś tam na boku, w tajemnicy przed nadzorcą może zrobić dobrego.
To czy rzecz się ma w Europie, czy na jankeskim zadupiu w rodzaju Jale lub Berkeley, nie ma żadnego znaczenia.
Zawsze chciałem być naukowcem, dlatego 30 lat temu rzuciłem pracę w (przepraszam za wyrażenie) Instytucie …
7 maja o godz. 21:10 338
No i… ? To jest już koniec i nie ma już nic? Trudno się nie zgodzić… konformizm otacza nas z każdej strony i pewnie gdyby postawiła się młoda ekipa „niedoszłych” profesorów/doktorantów to też załapaliby się na konformizm bo przecież robili by to w imię przyszłych posad. Może to nie konformizm jest problemem tylko romantyzm? Szukanie wyidealizowanych bohaterów, najlepiej takich którzy spłoną na stosie za walkę o wprowadzanie w życie platońskiego idealizmu. Może intelektualista z zachodu powie – To nie jest kraj dla myślących ludzi – dlatego, że stwierdzi, iż tutaj wszyscy wiecznie zajmują się marzeniami? Zgadzam się z Panem Redaktorem, jednak nic z tej zgody nie wyniknie prócz klasycznego biadolenia jak to jest źle, jak to jest nie wczas, jak o udajemy że nam zależy i jak to wszyscy jesteśmy dalecy od ideałów. Będę więc konformistą i powiem – ktoś zaczą dyskusję którą powinno się zacząć już dawno temu. Jest czas aby to wykorzystać i tym powinniśmy się zająć – działaniem, nie marzeniami i rozkładaniem wszystkiego na czynniki pierwsze (tak jak w polskiej szkole).
7 maja o godz. 21:55 339
NASZ GOSPODARZ MA RACJE .MAM WRAZENIE ,ZE WTEDY ,GDY UNIWERSYTETOW W POLSCE BYLO KILKA MIALY ONE WYZSZY POZIOM ,BO NASI PROFESOROWIE MIELI CZAS DLA STUDENTOW I ICH HASLEM BYLO : JA NIE WYPUSZCZE BRAKU ! NIE ROZUMIEM ,DLACZEGO UCZELNIE ZREZYGNOWALY Z EGZAMINOW WSTEPNYCH ,WSZAK TERAZ NA STUDIA IDA ZUPELNE MIERNOTY ,A POZIOM SZKOL SREDNICH TEZ NIEWYSOKI .ZAPYTAC MLODYCH LUDZI NA ULICY O PODSTAWOWE FAKTY Z HISTORII POLSKI CZY SWIATA TO WIADOMO ,ZE NIE ZNAJA .MOIM ZDANIEM TO JEDNAK WINA ZLYCH NAUCZYCIELI,KTORZY ZANIZAJA TEN POZIOM .MOZE TO ROWNIEZ OBNIZENIE STANDARDOW ETYCZNYCH NAUCZYCIELI ?
7 maja o godz. 22:04 340
A MOZE TEZ MLODZI BARDZIEJ UCZA SIE Z NIEDOUCZONYCH MEDIOW NIZ NA UCZELNIACH? OBSERWUJE ILOSC BLEDOW JEZYKOWYCH W STACJI TVN -TAM TWORZY SIE NOWE ZWYCZAJE GRAMATYCZNE POWTARZANE PRZEZ WSZYSTKICH DZIENNIKARZY TEJ STACJI SOLIDARNIE .KAMIL DURCZOK ZNAJACY ANGIELSKI NIE POTRZEBUJE WIDAC UCZYC SIE JUZ WYMAWIANIA NAWET NAZWISK FRANCUSKICH JAK PREZYDENTA HOLLANDE’A ,BO PO CO MU TO?FRANCUSKI NIEWAZNY I TO PO DNIU ,GDY INNE MEDIA OPOWIADAJA O WYBORACH FRANCUSKICH OD RANA DO WIECZORA .JEDNAK NAJGORSZA CECHA LUDZKA ,A WIEC I DZIENNIKARSKA JEST PYCHA I ZADUFANIE .WTEDY JUZ ZADNA NAUKA NIE WEJDZIE DO GLOWY .
7 maja o godz. 22:54 341
To nie jest tak, że jakość nauczania zależy tylko od profesora. To jest system, administracyjne ograniczenia, kryteria ocen i lawinowo rosną ca biurokracja. Jeśli administracyjnie zakazuje się tworzenia grup konwersatoryjnych mniejszych niż np. 25 osób(a na moim wydziale w latach 8o nie wolno było tworzyć grup większych niż 12 osób!), to święty Boże nie pomoże! Uczelnia przestała pełnić misję, tylko jest nastawiona na tzw. kasę: sprzedać konkretną usługę jak najdrożej, maksymalnie obniżyć koszt realizacji. To jest teraz przedsiębiorstwo usługowe! Dotyczy to może nawet szczególnie dużych uczelni państwowych, które są mniej wrażliwe na różne kontrole PKA i in.
7 maja o godz. 23:33 342
Rozumiem ze moj post jakos tezy Pana Redaktora nie popieral, czy byl w popzrek, albo co… Ze nei asluzyl na zsaczyt bycia opublikowanym.
Coz, wzruszam ramionami. I smieje sie.
8 maja o godz. 3:22 343
„duża część profesorów i wykładowców przez ostatnie 20 lat nie tyle nauczała, co biegała od uczelni do uczelni, by zarabiać kasę.
Innymi słowy: wykładowcy w dużym stopniu patrzyli na stan swojego portfela, a nie na jakość swojego nauczania. ”
————-
To jest dosyć obrzydliwy fragment, bo sugeruje, że polscy profesorowie opływają w dostatki. Otóż, mój ojciec jest profesorem UJ i „gołej” pensji ma 3 tys. kilkaset złotych. Proszę to porównać z pensjami np. górników. Obecnie, daje się z tego jakoś wyżyć, ale 10 lat temu miał jeszcze trójkę dzieci do wyżywienia i wyposażenia (tak a propos demografii). Nie dziwię się, że był ZMUSZONY pracować na 3 etatach, brać zaoczne itd. Prawda jest taka, że polski robotnik zarabia 2-3 razy mniej od swojego zachodniego odpowiednika, a profesor co najmniej KILKANAŚCIE razy mniej. Ale wymagania wszyscy mają takie że hoho.
8 maja o godz. 5:02 344
Zgadzam sie z wiekszoscia tez autora z wyjatkiem moze jednego powtarzajcego sie motywu –
nacisku kladzionego pzrzen na ‚uczenie z pasja’. Ja tem nie mam nic przeciwko pasji (chyba, ze jest zrobiona przez Mele Brooksa), jednak kiedy jade pociagiem, to wole, zeby maszynista prowadzil go zgodnie z regulami sztuki i bezpiecznie, a nie ‚z pasja’. Podobnie z wykladowca – jak akurat naszla go jakas pasja, to nich mu bedzie na zdrowie, ale byloby moze lepiej, zeby oprocz ulegania jej dodakowo po prostu dobrze wykonywal swoja robate. Ty mnie nie ucz z
pasja, ty mnie ucz dobrze, chcialoby sie sparafrazowac pewnegp Pana B. besztajacego malarza Styke. Nadto nie bardzo mi sie podoba, kryjaca sie jakos w podtekscie, kncepcja pasji jako zamiennika innych form zachety do skuteczego dzialania, np. godziwej zaplaty.
No i jeszce jedno – nikt jakos nie porusza skandalu polaczonego z paranoja pod nazwa strategia bolonska oraz wynikajacy z niej podzial studiow na licencjackie i te prawdziwe –
magisterskie (choc i tu dewalucaja czyni spustoszenia). Prosze mi laskwie wyjasnic, jak wielka pasja musi najsc wykladowce, ktoremu na skutek owej reformy zredukowano wymiar
godzin zajec z przedmiotu kluczowego dla specjalizacji z 60/30 godzin poprzednio do gozdin 15 (czyli de facto do ok 12)! Jak pan profesor ma poczycie pure nonesnu i humoru (wisielczego), to moze to obrocic w dobry zart (i zarobic tynfa). Jak jest ponurakiem, to moze zaklac. Z pasja!
8 maja o godz. 5:31 345
To znaczy, że najlepiej cicho siedzieć w szczególności przed emeryturą, bo pan redaktor weźmie i skrytykuje za konformizm?
8 maja o godz. 7:42 346
Uwaga w sprawie zachwytów nad amerykańskimi Łuniwersytetami:
Cytuję pewnego emerytowanego prof.:
„Mówimy o cudzych poglądach. Nie mówimy o swoich, BO JESZCZE REKTOR BY SIĘ DOWIEDZIAŁ”.
:)))
8 maja o godz. 8:55 347
1) Uważam za absolutnie trafne zdiagnozowanie przez Gospodarza KONFORMIZMU jako choroby środowiska akademickiego. Nie wiem tylko, czy zasługuje on na określenie „pełzający”. Jak dla mnie on jest „na chama prosto w oczy”.
2) Nie mogę się natomiast zgodzić z krytyką pp. profesorów.
Najważniejsze: GŁOSY PROF. STANKA I PROF. NAWROCKIEJ ZOSTAŁY USŁYSZANE PRZEZ OPINIĘ PUBLICZNĄ (dowodem choćby ten blog). Za to ja osobiście jestem im bardzo wdzięczny. Podzielam ich opinie i swoim studentom od lat mówię to samo. Jestem jednak tylko prostym adiunktem i głosząc tę samą opinię publicznie nie zostałbym usłyszany. A kłopoty we własnym uczelnianym piekiełku byłyby jeszcze większe.
3) Nic nam nie wiadomo nt. osobistego sposobu podejścia profesorów do dydaktyki. Skąd więc krytyka Gospodarza ich sposobu nauczania? Ich „spowiedzi” nie są przecież wypowiedziami w duchu „ja osobiście was źle uczyłem/uczyłam”. Profesorowie ewidentnie wypowiadają się jako „my, uczelnia” (oczywiście w sensie votum separatum).
4) Jeśli komuś zależy na obaleniu konformizmu, to powinien się cieszyć, że są w ogóle jakieś wypowiedzi krytyczne. Cała bowiem reszta środowiska milczy i ma to gdzieś. Jeśli krytykujemy prof. Stanka i prof. Nawrocką, to co z całą resztą? Z tą resztą, która nawet nie widzi opisywanego problemu? Milczą, więc im się upiekło.
5) Wszyscyśmy konformistami. Jak zrobiłem swój doktorat, miałem poczucie (i mam nadal) sprostytuowania. Forma i wydźwięk doktoratów i habilitacji w moim środowisku jest niezgodna z etosem pracy naukowej. Ale jak niby miałbym pozostać na uczelni? I uczyć studentów (z pasją, bo akurat taką mam)? Przy nonkonformistycznym podejściu należało odejść z uczelni… Jakby wymienieni profesorowie tak zrobili kilkadziesiąt lat temu, to mieliby szansę dotrzeć do opinii publicznej?
6) Więcej dyskusji nt. środowisk akademickich! I to takich, które wychodzą poza ramy uczelni i instytutów!
8 maja o godz. 9:53 348
A gdzie Pan widział ten „pełzający” konformizm? Może tam się da jeszcze żyć? Ja dookoła widzę konformizm wygodnie rozparty na katedrach i fotelach!
8 maja o godz. 10:45 349
Z wpisów widać, że kilka osób ma coś wspólnego z uczelnią. Nic nie jest tylko czarne albo tylko białe.
1. Większość studentów wybiera kierunki studiów bez głębszej refleksji.
2. Niestety, złe nawyki, wyniesione z domu. Niektórzy uważają, że im się wszystko należy. Żadnego życiowego doświadczenia, zwykłej zaradności.
2. Świetne wyniki uzyskane w liceum przechodzą gwałtowną weryfikację już w pierwszych miesiącach studiów.
3. Absolutna nieumiejętność przyswajania sobie wiedzy.
4. Nauczyciele akademiccy jak wszyscy obywatele są bardzo dobrzy, średni i do niczego. NIE KAŻDY POTRAFI UCZYĆ. Można być świetnym naukowcem a marnym nauczycielem.
Nieprawda, że na Uczelni zostają miernoty. Zostają ci, dla których jest to sposób na życie, tu się odnajdują. Będę bronić młodych zdolnych fajnych ludzi, którzy zostają po studiach na uczelni na studiach doktoranckich a potem na tej uczelni pracują. Nie wszyscy oczywiście, bo życie weryfikuje ich zamierzenia, jak wszędzie.
Jedno wiem na pewno, jeśli dwie strony chcą tego samego czyli nauczyciele nauczyć a studenci uczyć to są tego efekty.
Natomiast nie lubię narzekania, że czego nie można, że nie da się. Nieprawda.
8 maja o godz. 11:34 350
Zasadniczo się zgadzając, nie zgodzę się tylko z tym:
„Nikt nie bronił im wymagać od swoich żaków więcej. Nikt nie stał im na przeszkodzie, by uczyli z pasją.”
OK, ale cały kapitalizm polega nie tyle morale pracownika, jego oddaniu ideom, pracy ponad funkcjonujące wymogi, ale na tym, że dobra praca się opłaca. Przy całym zrozumieniu, że w szkolnictwie jest trudno o powiązanie płacy i jakości wykonywanej pracy, to właśnie w tym, a nie w indywidualnym idealizmie tkwi problem.
8 maja o godz. 13:17 351
Nie można zgodzić się ze stwierdzeniem, iż polskie uniwersytety mają dużą autonomię. Brakuje np. powiązania autonomii szkół wyższych z zewnętrznym systemem zapewnienia jakości. Stosowane w Polsce instrumenty oceny zabezpieczające odpowiedni poziom szkolnictwa wyższego są oparte na zasadzie władczej i nie wykorzystują mechanizmów samoregulacji. Korelacja zewnętrznego systemu zapewnienia jakości z autonomią szkół wyższych przejawia się na przykład w: stosowaniu oceny systemowej, która najbardziej respektuje autonomię uczelni, zróżnicowaniu stosowania oceny w zależności od kategorii uczelni i stopnia jej niezależności, pozostawieniu uczelniom dużej swobody w wyborze komisji, która dokona oceny, ocenianiu jedynie części kierunków studiów a w przypadku spełnienia kryteriów udzielaniu akredytacji wszystkim, objęcia obligatoryjnym systemem zapewnienia jakości jedynie określonych typów uczelni albo w udzielaniu akredytacji na stosunkowo długi okres. Czytając przepisy ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym widzimy wyraźnie, iż tych elementów zabrakło. Polecam: Stachowiak-Kudła M., Autonomia szkół wyższych a instytucjonalne mechanizmy zapewnienia jakości w Polsce i wybranych państwach europejskich, Wydawnictwo Difin, Warszawa 2012.
8 maja o godz. 14:10 352
Śledzę dyskusje jakie ostatnio się przetaczają przez różne blogi i fora na temat jakości studiów wyższych i postanowiłam się podzielić z Państwem swoimi obserwacjami. Jestem adiunktem na dużej publicznej uczelni, więc problem znam, że tak powiem, „od podszewki”. I jest to problem bardzo złożony.
1. Obniżył się bardzo poziom studentów. Z moich onserwacji wynika, że jest to efekt nowej matury. A obecnie jednym kryterium przyjęcia na studia (przynajmniej na „mój” kierunek) jest matura. To wywiera wpływ, i to duży, na poziom kształcenia. Często gdy sprawdzam prace moich studentów (magisterskie czy licencjackie) wiele czasu muszę poświęcić na poprawianie błędów ortograficznych, stylistycznych i gramatycznych, bo niestety wiele osób bo zdanej maturze (i to nieźle zdanej) nie potrafi prawidłowo posługiwać się językiem polskim (nie mówiąc już o bardziej zaawansowanych umiejętnościach).
2. Napiszę rzecz niepopularną, ale moim zdaniem poziom zajęć się znacznie poprawił. Porównując je do czasów w których sama kończyłam studia (pierwsza połowa lat 90-tych), jest znacznie lepiej. Jest znacznie lepsza baza materialna, sprzęt, podręczniki i inne pomoce naukowe. Bardzo rzadko odwołuje się zajęcia, co było plagą moich studiów (nota bene wcale się na to nie uskarżałam prowadząc w tym czasie bujne życie towarzyskie :), zajęcia (niekoniecznie moje) są ciekawsze niż dawniej – wielu moich młodszych kolegów ma zapał i pasję, wielu naprawdę się chce. Proszę jednak zwrócić uwagę, że na efekt końcowy zajęć wpływa nie tylko praca wykładowcy / prowadzącego, ale i praca studentów. Bardziej nowatorskie, interaktywne metody nauczania wymagają od nich większego wysiłku, przygotowania i zaangażowania; jak przyjdzie co do czego, to okazuje się, że wcale im się nie chce. Czasami po prostu nie ma z kim rozmawiać.
3. Problem natomiast leży na etapie egzekwowania wiedzy. Na luksus posiadania wysokich wymagań i surowego oceniania mogą sobie pozwolić nieliczni wykładowcy prowadzący przedmioty obowiązkowe. Coraz większa natomiast grupa przedmiotów to przedmioty do wyboru, fakultatywne. I w takiej sytuacji raczej nie należy być nadmiernie surowym, bo przedmiot zacznie się cieszyć złą sławą i student wybierze przedmiot inny. A wtedy dowiemy się, że jesteśmy nieprzydatni z dydaktycznego punktu widzenia… Nie oczekujmy od nikogo że sobie będzie „strzelał w stopę”.
4. Duża liczba uczelni, konkurencja między nimi, w przypadku uczelni wyższych niestety przekłada się na spadek poziomu. W Polsce wciąż jeszcze bardziej istotny jest „papierek” niż to z jakiej uczelni on pochodzi. Może rynek to kiedyđ zweryfikuje, ale na razie jest jak jest.
5. Wreszcie, nie oczekujcie Państwo od nauczycieli akademickich działania wbrew swojemu interesowi i piłowania gałęzi na której siedzą. Takie są realia i my się do nich dostosowujemy. Zapewniam, że zdecydowanie wolałabym pracować z małymi grupami studentów, za godziwe wynagrodzenie, tak żebym mogła poświęcać się pracy naukowej i dydaktycznej zamiast gonić za dodatkowym zarobkiem. Mam ostatnio wrażenie, że eskaluje się oczekiwania, natomiast nikt jakoś nie wspomina o godziwym wynagrodzeniu za tę pracę.
8 maja o godz. 15:23 353
To wszystko jest bardziej zlozone, gdyz splataja sie tu elementy systemowe, wychowawcze i wiele innych. Profesorska klika w Polsce trzyma sie mocno i dzieki utrzymaniu system habilitacji sama decyduje o dopuszczeniu do swojego grona zaslugujacych na to pretendentow. Kasa zaczyna sie dopiero po dopuszczeniu do grona szczesliwcow. Wyscig jest ostry i mocno podparty ukladami. Jak pokazalo ostatanie 20 lat- nie do zmiany. Mlody „naukowiec” szybko sie dowiaduje jaka jest jego rola i miejsce i nie polega ono bynajmniej na wiedzy ani badaniach wlasnych. „Asystenci” pozostajacy na uczelni maja z reguly bardzo wysoke ambicje i bardzo male dochody. Zawieszona na koncu kija odlegla marchewka jest umiejetnie wspomagana biczykiem, dzieki ktoremu pisze sie publikacje wtedy, kiedy na to czas, a nie wtedy, kiedy ma sie cos do napisania, bada sie to, co kaza, a nie to , co interesujace czy potrzebne. Uczy sie studentow ale rozliczanym sie jest z ich „stopni” a nie wiedzy i osiagniec (np. wynikow badan). Braki finansowe powoduja przepisywanie ksiazek zamiast drogich badan wlasnych (ktore moga na dodatek nie wyjsc). Studenci wychowani w z gruntu szkodliwy sposob w poprzednich etapach nauczania w ogole nie wiedza, po co sie czegos ucza. Wazne jest „zaliczenie” a nie myslenie. Wykladane przedmioty nie sa pogrupowane w system a wiec np. student psychologii uczac sie anatomii na 1 roku kompletnie nic o niej nie wie na 4 roku, zeby ja zastosowac np. na psychologii klinicznej. Konczy taki psycholog swoja uczelnie i uznaje zeznania klamiacej jak z nut 22-latki „za wiarygodne”. Bo nikt nie robi dobrze , co powinien, nie wie, co powinien i po co mu to bedzie potrzebne.
8 maja o godz. 18:21 354
Artkul jest nie na temat i jest odwroceniem uwagi od faktu ze rodacy nie maja wiedzy potrzebnej do rozwijania kraju. Ze maja cala mase niepotrzebnych wiadomosci do niczego nieoprzydatnych w zyciu zasmiecajacych im tylko glowe gdzie juz nie ma miejsca na innowacje zadne i prawdziwa wiedze. To z jakich pobudek jeden czy drugi profesor ujawnil te prawde ma zerowe znaczenie tutaj i jest zmiana tematu na szukanie oportunizmu w ich dzialaniu – dwojki ludzi – zamiast zajecia sie tematem ignoranctwa polskiego spoleczenstwa w wyniku tej wieloletniej degregolady edukacyjnej – domniemanej i zarzucanej – zeby byla jasnosc 🙂
8 maja o godz. 18:24 355
Pozatym wcale ta dwojka nie musiala mnie o tym informowac – o zlym stanie wiedzy rodakow – bo ich zachowanie polityczne i spoleczne – olewcze i zapoznione – wyraznie to pokazuje na codzien. Tak, ze niczego nowego sie nie dowiedzialem tutaj.
8 maja o godz. 18:37 356
Jedynym rozwiązaniem jest udział w międzynarodowych konferencjach i prowadzenie badań we współpracy z innymi ošrodkami badawczymi. Wymaga to podnoszenia kompetencji i wiele pracy,ale warto. Warto zawalczyć o niezależność.
9 maja o godz. 7:32 357
Pan Redaktor Makowski dzielił się wczoraj wieczorem w Centrum Kultury Żydowskiej na Kazimierzu refleksjami o swoim guru i nauczycielu Józefie Tischnerze. Z tej okazji prezentował swoją książkę, gdzie przedstawiał nowe odczytanie niezależnych myśli filozofa katolickiego, wyrażonych między innymi w jego dziele „Etyka solidarności”. Co warto zauważyć pisane przez małe „s”. W dyskusji starałem się jak potrafiłem rozwinąć głęboko humanistyczną i lewicową myśl Tischnera o pracy jako szczególnej formie rozmowy człowieka z człowiekiem. Redaktor wspominał także o jego przygodzie z blogiem. Łącze tą drogą pozdrowienia z miłego wieczoru.
9 maja o godz. 14:53 358
Zna pan takie powiedzenie: lepiej pozno niz w cale? To o co pan robi ten caly szum? O to ze wreszcie powiedzieli jak jest?! Czy to naprawde wazne ze sa tuz przed emerytura? Zaloze sie ze pan tez nie jest do konca uczciwy w pewnych kwestiach z obawy o posade. Bo jak pan prace straci to kto kupi dzieciom chleb, oplaci rachunki czy wakacje raz w roku…Bez hipokryzji zyje sie lepiej a moze i godniej.
9 maja o godz. 16:35 359
Hanna pisze, że ją śmieszy postawa profesorów – to smutne! Nie zauważa bowiem faktu,
że owi akademicy pracują w systemie, który od szkoły podstawowej do liceum włącznie
oducza samodzielnego myślenia i owi profesorowie otrzymują w spadku po maturach sporo
bardzo zdolnych, niesamodzielnych studentów.
Poza źle zorganizowanym systemem szkolnym istnieje również realność daleka od motywowania do dobrej pracy nauczycieli i zaangażowania uczniów. Establishment polityczny w praktyce wycofał swoje zaangażowanie w rozwój intelektualny kraju w prymitywny sposób sprowadzając cała rzecz do ‚księgowości’ – zapominając,że same pieniądze nie tworzą ani kultury ani nauki!
Nieudolne ministerstwa tworzą ‚ramy’ i ‚podstawy programowe’ i na tym radosna twórczość tych pań i panów się kończy.Niech najpierw policzą ilość dni wolnych od nauki,
ilość bezpowrotnie straconego czasu,niemoralnych praktyk w szkolnictwie i zaczną reformę od siebie. Może to da jakiś rezultat??? Profesorowie sami niewiele mogą ….
9 maja o godz. 19:51 360
Uczelnie anglo-saskie są jednak względnie lepsze, gdyż mają więcej kasy i większą konkurencję, a nie z powodu większej szlachetności tamtejszych nauczycieli.
Narzekanie na konformizm jest samo w sobie konformistyczne, gdy red. nic nie proponuje.
9 maja o godz. 20:46 361
Panie Krzysztof Mazur, a pan skad wie ze lepsze no i ktore to te lepsze? Ja akurat studiowalam na uczelni z pierwszej piatki w GB wiec chyba moge sie wypowiadac na ten temat. Otoz, poziom nauki nie jest wyznaczany przez poziom zaangazowania kadr tylko przez poziom umiejetnosci studentow. Prawda jest ze wiecej kasy rowna sie intensywne badania i slawne nazwiska ktore buduja prestiz uczelni ale i to jest bez znaczenia w przypadku gdy student nie podchodzi do nauki serio. Duzo Japonczykow na uczelniach gwarantuje rezultaty, znani sa oni z pracowitosci i osiagniec. A wracajac do panskiego dziwnego spostrzezenia ze uczelnie „anglo-saskie sa jednak wzglednie lepsze” nalezaloby rozbudowac, bo ta lepszosc z czegos wynika, i tu jeszcze dodam ze sa bardzo dobre uczelnie i te przecietne – jak wszedzie (sprawdzalam kilka przy skladaniu aplikacji). W Polsce generalnie panuje jakis taki marazm spoleczny, brak motywacji i to przeklada sie na wszystkie dziedziny od edukacjii po ekonomie.
9 maja o godz. 22:09 362
Ktoś wreszcie powiedział w tym kraju prawdę. Oczywiście uprzednio zapewniwszy sobie bezpieczeństwo w postaci profesorskiej emerytury. Odsłonili nasi ,,bohaterowie” kulisy pewnego GIGANTYCZNEGO SZWINDLA na polu edukacji. Nasz rząd wzorem rządów zachodnich uczynił z systemu edukacyjnego przechowalnię bezrobotnych. Sprzedano oszustwo, że WYŻSZE WYKSZTAŁCENIE MA ZAPEWNIĆ GODNY BYT. Owszem zapewnia go pewnych kierunkach ale nie każdy jest tak zdolny…
Sam pamiętam, ze jak szedłem do szkoły średniej to w Poznaniu było ok. 13-14 liceów. Gdy kończyłem szkołę średnią było ich ok 30-40. Czy wraz z demokracją przybyło nam aż tak dużo uzdolnionej młodzieży? Potem ta fala została wchłonięta i przechowana przez studia. Dzięki temu na pięć lat problem przesunięto+ dalsze 3-5lat zanim uzbierała się masa krytyczna owych z ,, wyższym”. Potem ta fala runęła…wraz z otwarciem rynków pracy w UE…
9 maja o godz. 22:25 363
Anna
9 maja o godz. 20:46
W Polsce edukacja nie ma na celu nadawanie pewnych umiejętności umożliwiających godziwą egzystencję. U nas jest celem i bytem samym w sobie. Bo czemu służą rozbudowy Wyższych Szkół… aż do rozmiarów uniwersystetów? w miastach powiatowych? Czy tam istnieje ta ,,suma wiedzy”? Biblioteki gromadzące zbiory od dziesięcioleci co najmniej? Cały oboczny aparat wspomagający (począwszy od szkół językowych a skończywszy na firmach gdzie można odbyć praktykę? Ale przeca lokalna elita, rola kulturotwórcza, ,,nie można deprecjonowac małych ośrodków”, wzrośnie bezrobocie bla bla bla., Potem słyszymy BRAK KASY NA BADANIA NAUKOWE…bo poszła na potrzeby powiatowej elity intelektualnej(?) której nazwisk raczej się nie uświadczy w rankingach publikacji etc. Dla potrzeb tego ,,aparatu” potrzeba mięsa czyli studentów jak i profesorów co by uwiarygadniali ów szwindel. Stąd profesorowie na pięciu etatach – kiedy tu ,,badać naukowo” A studenci?. Skąd ich nabrać skoro nieliczni są orłami? Trza obniżyć wymaganą wysokość lotu…
10 maja o godz. 12:39 364
@slawczan
Czesciowo zgadzam sie z twoja szybka ocena skostnialego systemu, nie podoba mi sie natomiast ta podszewka elitaryzmu. Nie rozumiem jak mozna narzekac na to ze ludzie z prowincji chca sie edukowac?! Sama pochodze z miasta w ktorym Wyzsza Szkola zostala przemianowana na Uniwersytet i musze przyznac ze z ogromna korzyscia dla miasta. Problem nie lezy w tym ze zbyt wiele mlodych osob chce sie edukowac tylko w tym ze nie maja pojecia na jakie profesje jest zapotrzebowanie. Wydaje mi sie ze wprowadzenie doradzcow do spraw ‚kariery’ w szkolach srednich, jesli takowych jeszcze nie ma, to znacznie lepsze choc tylko czesciowe rozwiazanie problemu. Poza tym wyedukowane spoleczenstwo to madre spoleczenstwo, jezeli problem lezy w instytucyjnych strukturach to tam trzeba zmieniac.
11 maja o godz. 9:00 365
Studia wyższe to obecnie masówka. Nikt nie dba już o jakość wykształcenia. Za studentem idą konkretne pieniądze więc władze mniej popularnych (uważanych za trudne i nieprzydatne) wydziałów takich jak chemia czy fizyka starają się zrekrutować jak największą liczbę studentów. Już przeszło dziesięć lat temu kierunek chemia na jednym z uniwersytetów (z litości nie wspomnę na którym) był traktowany jako drugi wybór; aby tam studiować wystarczało złożyć papiery i mieć zdaną maturę. W efekcie odsetek studentów chemii którzy rzeczywiście chcieli chemię zgłębiać kształtował się na poziomie ~10%, a reszta to byli nieudani marketingowcy, architekci, medycy, prawnicy, informatycy, psychologowie i tym podobni którzy tylko odrabiali pańszczyznę- z braku lepszego pomysłu, z braku odwagi, z rozpędu czy też z lęku przed wojskiem. W związku z tym i wykładowcy i prowadzący ćwiczenia byli zmuszeni systematycznie obniżać swoje wymagania po to żeby nie było przypadków kiedy 80% grupy nie zalicza stosunkowo prostych kolokwiów. Innym problemem związanym ze zbyt dużą liczbą studentów były przeładowane laboratoria a także sale seminaryjne. Pamiętam jak niejednokrotnie z braku miejsca studenci gnieździli się w czasie ćwiczeń na parapetach lub przychodzili z pożyczonymi z biblioteki (świecącej pustkami) krzesłami. Smutne to, ale niestety prawdziwe…
11 maja o godz. 13:30 366
Wydaje mi sie, ze nie mozna „wrzucac” do jednego worka wypowiedzi prof. Nawrockiej i Stanka. Wypowiedz prof. Nawrockiej, aczkolwiek szczera i opisujaca fakty, ma charakter bardzo „histeryczny” i jest calkowicie pozbawiona autokrytycyzmu. Diagnoza, ze winne sa szkoly srednie jest raczej budzaca politowanie, a operowanie pojeciem „wszyscy jestesmy winni” przy rownoczesnym szczerym przyznaniu iz uczestniczyla w wielu opiniotworczych /samorzadnych komisjach, ktore w ogole nie poruszaly istotnych tematow jest zwyczajnie zalosna. Pani Profesor zapewne miala wiele okazji by sama taka dyskusje rozpoczac jak i od dawna zdiagnozowac przyczyny systemowe obecnego stanu i przynajmniej przemyslec jak temu zaradzic. Tymczasem to ona wylewa zale na innych, ze nie odpowiedzieli na jej list i – tego wiele osob nie wylapalo – na ostatnie reformy, ktore zaostrzyly wymagania do uzyskania tytuly naukowegi i zapewne pozbawily Pania Profesor szans na jego uzyskanie. Zwlaszcza to ostatnie sklania mnie do podejrzen, ze to nie trylko „odwaga przedemerytalna”.
Wypowiedz prof. Stanka jest zdecydowanie wyzszego kalibru. Przynajmniej nie ma w niej pretensji do innych i jest minimum slusznej diagnozy. Jej glowna slaboscia jest zatrzymanie sie w pol kroku i brak zdefiniowania sposobow na wyjscie z impasu. Prof. Stanek nie ma tez problemu z masowoscia ksztalceni fizykow (raczej jest brak kandydatow) i z zatrudnieniem absolwentow po studiach.
rWrecz uwazam, ze quasi histeryczne wypowiedzi prof. Nawrockiej obnizyly poziom mozliwej dyskusji po artykule prof. Stanka – niedoskonalym, ale mogacym stanowic punkt wyjscia do dalszych rozwazan.
11 maja o godz. 18:59 367
Czytał Pan „Podstawowy dylemat politologii” Ryszarda SKARZYŃSKIEGO? Gdyby przeczytał Pan tę krytykę warszawskiej profesury, pióra profesora,któremu daleko do emerytury, nie pisałby Pan o konformizmie profesorów. Są wyjątki. Warto zajrzeć do tej książki.
12 maja o godz. 9:57 368
Obiecuje, ze przeczytam!
12 maja o godz. 9:59 369
Ok, dobrze, ze te teksty sie pojawily! Ale zawsze mozna pytac: dlaczego tak pozno? I jednak obije profesorowie mowili, ze juz nic nie maja do stracenia, dlatego mowia….
12 maja o godz. 11:22 370
@malgorzata academicus „Profesor zapewne miala wiele okazji by sama taka dyskusje rozpoczac jak i od dawna zdiagnozowac przyczyny systemowe obecnego stanu i przynajmniej przemyslec jak temu zaradzic.” – moze i tak, ale prosze zwrocic uwage na sprzyjajacy kontekst dziejowy. w ciagu zaledwie roku fundementalistyczne panstwa arabskie dojrzaly do rewolucji a inne globalne ruchy anty-kapitalistyczne dopiero sie uaktywniaja, nie powinno wiec dziwic to ze i u nas moment na zmiany systemowe gl. w edukacji nastal dopiero teraz. ludzie przestali sie bac widzac ideologiczne przemiany w praktyce i pewnie stad tez ‚rewolucyjny ton’ przemowy pani profesor.
„rWrecz uwazam, ze quasi histeryczne wypowiedzi prof. Nawrockiej obnizyly poziom mozliwej dyskusji” – nie znam prof nawrockiej ale po pani wypowiedzi wnioskuje ze pani ja zna osobiscie i zywi do niej jakas uraze. a skoro przedstawia sie pani jako ‚academicus’ to moze czas zaczac od siebie – mniej emocji, wiecej dyskusji/akcji?
najwazniejsze zeby te wszystkie slowa krytyki nie uspokoily sie i zebysmy nie przechodzili nad nimi do porzadku dziennego.
12 maja o godz. 12:38 371
Zacytuje prof. Stanka:
„Mało tego, rzetelne wypełnianie obowiązków dydaktycznych nieuchronnie prowadzi do zawodowej klęski. Ocenia się, że na uniwersytecie pracownicy naukowo-dydaktyczni powinni 70 proc. czasu poświęcać dydaktyce. Jednak awans zawodowy zależy wyłącznie od osiągnięć naukowych, mierzonych liczbą publikacji.” (…)
„Nie liczcie, że tę sytuację zmienią naukowcy lub politycy. Profesorowie na ogół mają się dobrze, ratunek na uzdrowienie polskiej edukacji widzą głównie w podniesieniu płac.” (…)
„Uczelnie przygotowują tzw. krajowe ramy kwalifikacyjne, które precyzują efekty kształcenia, czyli minimalny poziom wiedzy i umiejętności gwarantowanych absolwentom.”
Otoz nic z tego wszystkiego najprawdopodobiej nie bedzie, bo w wyniku dotychczasowych „debat, zatroskanie, etc.” (prof. Nawrocka wzywala do kolejnego startu od zera) „przedstawiciele” srodowiska zrobili wszystko by nie zlikwidowac systemowych przyczyn obecnej sytuacji.
A sa one oczywista oczywistoscia: „demokracja” akademicka (sposob podejmowania decyzji), chow wsobny (generujacy chore dlugowieczne uklady od studenta po rektora i zanik know-how) oraz minima kadrowe generujace wieloetatowosc i dajace prymat raz zdobytego (nie zawsze zasluzenie) „papierka” nad aktulna wiedza i kompetencjami.
Srodowisko mialo juz dwa razy okazje do unowoczesnienia programow studiow:
1. podzial na studia dwustopniowe – w wiekszoci przecietop „na pol” bez naruszania interesow/etatow instytutow/profesorow.
2. standardy ksztalcenia – same w sobie to byl idiotyczny pomysl ekipy prof. Woznickiego – powstaly w wyniku „wpychania” wlasnych tresci programowych przez osoby bliskie RGSW. Tak, tak!! Teraz wszyscy zwalaja wine na minsterstwo, a malo kto wie lub chce pamietac, ze jest to „demokratyczny” wytwor „samorzadnego” srodowiska akadminckiego – tylko z podpisem ministra Sewerynskiego (PiS).
Teraz jest TRZECIA okazja. Prof. Stanek wierzy, ze to cos zmieni, pani minister Kudrycka twierdzi publicznie, ze poprzednie programy byly tworzone pod potrzeby kadry, a programy w ramach KRK tworzone lokalnie na uczelniach juz nie beda.
A niby dlaczego nagle srodowisko mialo by dzialac prospolecznie skoro tak nie czynilo od 1989 roku?
W wyniku naciskow srodowiska i ukladu politycznego (zapowiedzi weta w czerwcu 2008 r. przez Sp. Prezydenta RP) wladze i decyzyjnosc pozostawiono w rekach samorzadow akademickich, ktore w wiekszosci potrafia tylko walczyc o podniesienie swoich pensji – jak slusznie zauwazyl prof. Stanek.
Wysyp sam-o, auto-krytyk w prasie? Toz wlasnie na uczelniach wrze bo trwa w najlepsze tzw. „kampania wyborcza” a de facto bezparodonowa walka o wladze.
12 maja o godz. 12:51 372
Droga Anno, nie znam prof. Nawrockiej, ale wysluchalam jej wypowiedzi w oryginale co pozwolilo mi wyrobic sobie jakies zadnie. I brzmi ono: pani profesor musiala byc calkowicie zamknieta na jakiekolwiek informacje medialne i glosy srodowiska w ciagu ostatnich 10 lat. Startuje z punktu, w ktorym wielu bylo juz dawno temu i ktorym jakos srodowisko nigdy nie udzielalo wsparcia za to ich czesto tepilo. Kazdy „nawrocony” jest cenny, ale Autor bloga ma racje – to nie brzmi wiarygodnie „przed emerytura”.
Pod moim nickiem jest link do bloga informacyjnego Forum Integracyjnego Academicus Poloniae, a dalej link do e-biblioteki.
Tam mozna znalezc np link do artykulu:
Profesor przekręt – 22 lutego 2004 Izabela Leszczyńska, Tomasz Maćkowiak, współpraca Artur Grabek, 29-02-2004 Newsweek
i wiele wiele innych dyskusji i wypowiedzi z ostatniego 10lecia.
Udawanie, ze tej dyskusji nigdy nie bylo jest zalosne….
12 maja o godz. 13:35 373
Droga Anno,
postanowilam odpowiedziec jednak na uwagi ad personam.
Niestety nie wiem z kim prowadze dialog, ale masz punkt wspolny z profesor Nawrocka i wiekszoscia polskich naukowcow – wypowiadanie sie w oderwaniu od faktow i aktualnego stanu wiedzy, bo zawsze jakos brakuje czasu(?) lub ochoty na przygotowanie sie do dyskusji a zwlaszcza sformulowania konstruktywnych wnioskow na przyszlosc. Ja nie jestem osoba anonimowa (nick sluzy wylacznie oddzieleniu moich codziennych obowiazkow w macierzystej uczelni od dzialalnosci na rzecz zmian w polskich uczelniach) i gdybys zdala sobie trud kliknac na tym blogu na moj nick i poswiecic minimum czasu to mogla bys np znalezc moje dwie wypowiedzi w Sali Kolumnowej Sejmu RP w czasie dyskusji publicznej na temat koniecznych reform polskich uczelni.
Prosze wiec nie miec do mnie zalu, ze glos osob, ktore po latach konformizmu, ktory w dodatku probuja publicznie usprawiedliwic, nagle zaczynaja jak typowy polski naukowiec „wywalac otwarte drzwi” i jeszcze obrazac cale srodowisko mowiac „my wszyscy jestesmy winni” klasyfikowac jako wypowiedzi lekko histeryczne i obnizajace range mozliwej dyskusji. Jeszcze raz powtorze mam szacunek wiekszy do prof. Nawrockiej za „nawrocny glos” niz Autor tego bloga, ale nie uwazam go za wlasciwy punkt do dyskusji o koniecznych reformach – raczej o indywidualnym rachunku sumienia osob takich jak prof. Nawrocka w kontekscie ich wlasnych wyborow – zwlaszcza w ostatniej dekadzie gdy klimat dla zmian na uczelniach byl naprawde korzystny wbrew temu co Pani twierdzi w swoim poscie…
12 maja o godz. 18:21 374
W dzisiejszej GW 2 ciekawe teksty w tym temacie:
wywiad z prof. Cellarym str. 17-18
Klaus Bachmann str. 19
12 maja o godz. 18:35 375
Fakt, że ludzie są z natury konformizistami, nie jest wielkim odkryciem. Natomiast nie jestem tak krytyczna wobec przywołanych przez Gospodarza osób. Bunt wobec panujących w ich srodowiskach zasad byłby równoznaczny z problemami. Owszem, w sytuacji, gdy wypowiedzieli swoje zdanie, nie mieli już nic do stracenia. Jednak wyróżniają się na tle wielu swoich kolegów i koleżanek po fachu, którzy nawet kończąc karierę milczą na ten temat problemów.
12 maja o godz. 22:21 376
@malgorzata academicus dziękuje za odnośniki i przykro mi ze pani odebrała moja wypowiedz jako atak na siebie, nie miałam takiego zamiaru. a jednak niesposob nie odnieść się do pani reakcji dlatego ze przewrazliwienie na swoim punkcie albo brak dystansu to zmora w naszym kraju. do tego te cechy często charakteryzują pracownikow akademickich co tez należałoby zreformowac, zamiast protekcjonalnosci i arogancji wiecej kolezenstwa i równości. podejrzewam ze student na takim odzswiezonym układzie tez skorzysta. a co do reszty to chociaż tez partycypuje w tym zdewaluowanym systemie jako badacz naukowy tyle ze za granica więc cieżko mi się wypowiadać konkretnie na temat ustaw i artykułów w kraju. pozdrawiam.
13 maja o godz. 8:16 377
Ten profesor Cellary wygłasza neoliberalne brednie. Biedni studenci mający tak głupiego profesora. W przeciwieństwie Klaus Bachmann ma absolutna rację.
13 maja o godz. 10:18 378
Polecam forumowiczom powtorna lekture innego, chyba najbardziej trafnego artykulu prof. Bachmanna w Gazecie Wyborczej:
Szkoły wyższe w oparach absurdu, Klaus Bachmann, 2009-10-20,
ktory ukazal sie w cyklu GW „Koniec Akademii”
Cytuje:
„Polskie szkolnictwo wyższe to świat jak z czeskiego filmu. Profesorzy udają, że badają, studenci udają, że te badania czytają, za to profesorzy potem ich dobrze oceniają”
I czy cos sie od tej pory zmienili? Gdzie jest medialna kontynuacja dyskusji? Gdzie byli przez te lata dziennikarze?
Mam na ten temat swoja prywatna opinie. Otoz WSZELKIE dyskusje sa zwyklymi przykrywkami/wrzutkami skierowujacymi publiczna dyskusje na slepe tory (celowymi lub wynikajacymi ze zwyklej niekompetencju czy gry interesow).
Tak bylo w przypadku dyskusji o istnieniu habilitacji – typowy temat zastepczy. Blyskawicznie dyskusja omija sedno sprawy (druzgocacy wplyw modelu kariery naukowej na poziom polskich badan i miejsce polskich uczelni w swiatowych rankingach), a dobro polityczne staje sie zakladnikiem partyjnych gier interesow. Zainteresowanym polecam lekture dyskusji na lamach Forum Akademickiego:
Marek Narkiewicz: (10/2006): Niekorzystna wieloetapowość
Jerzy S. Olędzki (07-08/2006): Spory o model kariery
Krzysztof Pawłowski (3/2006): Dyskusja o zagrożeniach
Zbigniew Rykiel (1/2006): Układ antyrozwojowy
i w archiwum na stronie Prezydenta RP – przemowienie Sp. Prezydenta RP w dniu 10 VI 2008 r. (i druga data – chyba 24 VI – tez przy okazji wreczenia nominacji profesorskich). Tyle o poziomie naukowym.
Drodzy forumowicze. Wiekszosc dyskutantow jest taka jak absolwenci polskich uczelni – „zafiksowana” na kilku artykulach bez znajomosci innych glosow w dyskusji, a tym samym pozbawiajaca sie mozliwosci stawiania prawdziwych diagnoz.
Otoz obecne przekierowanie dyskusji na brak przygotowania absolwentow do konkretnego zawodu to znowu typowa wrzutka medialna, kolejny temat zastepczy. Prawda jest inna. Mamy glebokie przyczyny systemowe (rownie wazne jak system finansowania), ktore sa zrodlem wszelkich patologii wystepujacych w srodowisku akademickim. O tym w kolejnym komentarzu…
@Anna. Skoro Pani pracuje w srodowisku brytyjskim to powinna zrozumiec Pani wymowe mojego komentarza do wszelkich uwag ad personam dotyczacych mojje osoby: hmmm INTERESTING 🙂
13 maja o godz. 10:38 379
Punkty wyjscia do dalszej dyskusji:
Szkoły wyższe w oparach absurdu, Klaus Bachmann, 2009-10-20
„Polskie szkolnictwo wyższe to świat jak z czeskiego filmu. Profesorzy udają, że badają, studenci udają, że te badania czytają, za to profesorzy potem ich dobrze oceniają”
Młodzi – zostaliście oszukani – Jan Stanek 2012-04-28 Gazeta Wyborcza
„Mało tego, rzetelne wypełnianie obowiązków dydaktycznych nieuchronnie prowadzi do zawodowej klęski.”
Minima kadrowe dla prowadzenia studiow w KAZDEJ uczelni, oparcie sie na stalej kadrze (bez uwzgledniania udzialu praktykow czy profesorow wizytujacych) w procesie dydaktycznym nalozone na obowiazek „rozwoju naukowego” mierzonego iloscia „makulatury” i uzyskanych stopni (zagrozenie zwolnieniem) spowodowaly, ze na uczelniach kwitnie powszechne pozoranctwo naukowe przekladajace sie na kolejnych pracownikow „samodzielnych” gwarantujacych mozliwosc prowadzenia studiow, ale nie przekladajacych sie bynajmniej na pozycje polskich uczelni w swiatowych rankingach.
Drodzy Panstwo. Zamiast dyskutowac „jak ksztalcic” prawkktycznie czy zawodowo, etc. musimy rozwiazac zupelnie inny problem. Co zrobic z obecna sytuacja:
Statystyczny pracownik polskiej uczelni jest pozrantem naukowym – produkuje „wymagana” makulature publikacyjna (udaje, ze prowadzi badania) i rownoczesnie po prostu NIE ZNA aktualnego stanu wiedzy i rownoczesnie uprawia „spychotechnike” dydaktyczna. Tak – dorobilismy sie sytuacji gdy na polskich uczelniach nie mamy ani kompetentnych nauklowcow ani kompetentnych dydaktykow. Sa oczywiscie chlubbne wyjatki i oazy excellence. Tylko, ze chyhba nigdzie nie stanowia one wiekszosci, a decyzje kluczowe dla polskich uczelni sa podejmowane „demokratycznie” czyli przez mediokratyczne Rady Pracownicze…
I to jest w mojej skromnej opinii punkt wyjscia do wieloletniej pracy u podstaw…
13 maja o godz. 11:28 380
pani malgorzato, mialam wrazenie ze akcentuje pani osobista chec zdyskredytowania prof nawrockiej, kiedy mnie np nie interesuje to ze przemowa pani profesor byla tylko (az?) ablacja jej wczesniejszych grzechow milczenia. dla mnie wazne jest primo, ze te glosy sie pojawily i secundo, ze temat podchwycily media. niestety czesto sytuacje upraszczaja zwalajac wine na studenta i nalezy to systematycznie korygowac, po to mamy intelektualistow i krytykow systemu. pani droga krzyzowa – bo podejrzewam ze nie jest latwo i bywaja podkniecia po ktorych az nie chce sie kontynuowac – czyli propagowanie potrzeby zmian jest celem szczytnym a jednak brak efektow jest frustrujaco-obezwladniajacy. jezeli wy nie dajecie rady to kto?? pozdrawiam i zycze duzo energii.
13 maja o godz. 13:41 381
Troche mnie juz za duzo na tym forum, ale chyba czas na male podsumowanie wlasnego stanowiska.
Wszystkich, ktorym lezy na sercu troska o przyszlosc mlodych polecam bardziej systematyczne (a nie od akcji do akcji medialnej) zaintersowanie sytuacja na polskich uczelniach (statusem prawnym, etyka, patologiami, sukcesami,etc).
Ostatnia nowelizacja ustawy Prawo o Szkolnictwie Wyzszym, pomimo silnego oporu srodowiska, wprowadzila jednak sporo korzystnych zmian (przykladowo mozliwosc wyboru wladz w procedurze konkursowej, mozliwosc tworzenia autorskich programow studiow), ale sa to tylko prawne MOZLIWOSCI. Tym samym przemiany projakosciowe, ich sukces, uzaleznila od decyzji srowodowiskowych na poziomie uczelni. I dlatego ja w te zmiany niestety nie bardzo wierze – zbyt wiele osob pragnie dotrwac do emerytury wg obecnych regul gry – zwlaszcza wsrod pracownikow samodzielnych, ktorych w praktyce nikt z niczego nie rozlicza bo zapewniaja formalnie mozliwosc prowadzenia roznych kierunkow studiow.
Jestem zdecydowanie ZA MASOWYM klsztalceniem na poziomie licencjackim i oinzynierskim oraz elitarnym na magisterskim (max 20% populacji studentow), ale rownoczesnie za uczelniami o roznych poziomach z programami dostosowanymi do mozliwosci intelektualnych i aspiracji roznych grup mlodziezy, nastawionymi na rozwoj potencjalu studentow i przystosowanie ich do szybko zmieniajacej sie rzeczywistosci w XXI wieku, a nie tylko wtloczenie im encyklopedycznej wiedzy.
Marzy mi sie tez by wszyscy pracownicy uczelni byli zobowiazani do zapoznawania sie z aktualnym stanem wiedzy i do wykorzystania go w procesie dydaktycznym (i rozliczani z tego). By potrafili zastoswac ta wiedze w praktyce, a osiagniecia innych naukowcow zrozumieli i ewentualnie potrafili je odtworzyc. Tworzenie nowej wiedzy na swiatowym poziomie pozostawmy tylko czesci populacji akademnickiej (jej elicie) skoncetrowanej w czesci najlepszych osrodkow akademickich. Samo sledzenie postepu w danej dziedzinie to juz olbrzymie wyzwanie i wysilek czasowo-intelektualny, obecnie w ogole ignorowany w ocenie pracownikow.
Nikt i nigdzie nie powinien uczyc z pozolkych kartek (czy to na etacie dydaktycznym, czy tez dydaktyczno-naukowym); wszedzie za zaniedbywanie obowiazkow dydaktycznych (nieobecnosc na zajeciach, konsultacjach) winno sie tracic prace.
13 maja o godz. 14:56 382
malgorzata.academicus
13 maja o godz. 10:38
– – –
Proponuję zacząć myśleć o zmianach od społecznego celu istnienia placówek naukowo-dydaktycznych.
Ale innym niż ten omawiany, czyli zakład pracy kadry z zakładnikami w postaci społeczeństwa.
Ma to w cywilizacji demokratycznej swoją nazwę: polityka.
I nie chodzi o znaczenie tego pojęcia, jaki opisuje się w naszym kraju wzajemne przepychanki szajek, łasych na dobra publiczne.
Chyba, ze myślenie ma u nas wyłącznie, choć niewielką, ale przeszłość.
Pozdrawiam.
14 maja o godz. 0:06 383
Moim skromnym zdaniem cały problem z jakością kształcenia zaczyna się w chwili kiedy nauczycielami w szkole podstawowej zostają byle jacy pedagodzy, którzy powodują, że dziecko w trzeciej klasie nienawidzi szkoły, brzydzi się nauką i chodząc na lekcje wyłącznie czeka na wakacje! Zamiast najlepsi i z pasją nauczycielami zostają najsłabsi studenci. Nadal działa selekcja negatywna i najsłabszych uczelnie kształcą na kierunkach nauczycielskich.
14 maja o godz. 6:15 384
Średniowieczna struktura nauki polskiej przetrwała aż do dzisiaj. To upokarzające wyrobnictwo i upupianie ludzi. Ale idą zmiany, szkoda, że tak późno.
14 maja o godz. 7:08 385
Zapraszamy Pana Makowskiego na promocję książki Ryszarda Skarzyńskiego o upadku profesury polskiej do warszawskiej księgarni Tarabuk (Browarna 6) 6 czerwca na godz. 18. Będzie dyskusja o stanie polskiej politologii, głównie na przykładzie pseudonauki uprawianej przez profesorów Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, która została opisana i przeanalizowana w książce „Podstawowy dylemat politologii. Dyscyplina nauki czy potoczna wiedza o społeczeństwie. O tradycji uniwersytetu i demarkacji wiedzy” (Białystok 2012). Być może wtedy uzyska Pan szansę zmodyfikowania swoich ocen, które z rzeczywistością mają tylko częściowy związek.
14 maja o godz. 8:15 386
„Największym problemem rodzimego życia publicznego i intelektualnego jest pełzający konformizm”
Ponieważ jeszcze na moje przykłady nikt dotychczas nie zwrócił uwagi, więc pozwolę sobie to zrobić.
1/ Zachowanie amerykańskich generałów przed i po przejściu na emeryturę. Oczywiście jako wojskowym służby czynnej nie wolno im się wypowiadać publicznie a co dopiero krytykować decyzji władz wojskowych albo cywilnych, ale przecież w wypadku konfliktu sumienia zawsze wolno im wystąpić z wojska i następnie skrytykować posunięcia władzy. Proszę popatrzeć jak często tak się dzieje. Ci ludzie prawie zawsze przedkładają karierę i pieniądze ponad swoje sumienie trwając w służbie do końca. Jest cała masa przykładów generałów czy admirałów, którzy dopiero po awansie na maksymalny dla siebie stopień oraz po uzyskaniu prawa do pełnej i tłustej emerytury zajęli bardzo krytyczne stanowisko dokładnie wobec tego, co robili całe swoje życie.
2/ Abdykacja przez amerykańskie środki masowego przekazu w przededniu wojny z Irakiem z funkcji „czwartej władzy”. Do końca życia nie zapomnę jak totanie skompromitowali się wtedy prawie wszyscy amerykańscy dziennikarze z absolutnie wszystkich stacji, kanałów, gazet, magazynów, itd. bez względu na podobno wyznawane sympatie polityczne czy przekonania ideowe. Wiszące w powietrzu i często szantażująco wypowiadane przez administrację Busha oskarżenie o „brak patriotyzmu”. Prewencyjne atakowanie potencjalnych krytyków graniczące z oskarżeniem ich o „popieranie wroga” i „zdradzanie naszych chłopców” skutecznie zamknęło usta amerykańskim środkom masowego przekazu.
Pełzający konformizm w polskim szkolnictwie to według mnie pikuś w porównaniu z wierzgającym konformizmem amerykańskiej polityki.
Niedouczeni polscy inżynierowie czy lekarze nie będą zabijali użytkowników swoich mostów czy pacjentów swoich szpitali w sposób naumyślny.
Tak jak robili i dalej robią to amerykańscy politycy, wojskowi i dziennikarskie psy na służbie machiny do mordowania.
14 maja o godz. 9:58 387
@zza kaluzy
„Niedouczeni polscy inżynierowie czy lekarze nie będą zabijali użytkowników swoich mostów czy pacjentów swoich szpitali w sposób naumyślny.”
A pamieta Pan katastrofe hali w Katowicach? Efekt „niedouczenia”, ze w Polsce powinno sie projektowac zgodnie z normami klimatycznymi (obciazenia sniegiem), a nie zywcem przenosic projekty hiszpanskie na grunt polski? No to bylo „nieumyslne” i nie na wojnie…
Polecam dzisiejszy wywiad w rzepie z prof. Nawrocka. Chcialo by sie napisac „wyszlo szydlo z worka”.
Drodzy studenci strzezcie sie takich konformistek wprowadzajacych w blad opinie publiczna.
Do Pani Nawrockiej. Dotychczasowe scentralizowane standardy to twor ustawy PSW z 2005 r., ktora zaproponowalo SRODOWISKO pod przewodnictwem prof. Woznickiego. Same standardy zostaly sformulowane w kregach RGSW, a wiec znowu przez srodowisko akademickie – minister SEwerynski z PiS je tylko formalnie firmowal.
Obecna nowelizacja odchodzi od programow na rzecz pelnej autonomii uczrlni akademickich (w tym UG). Gdzie tutaj jest centralizacja?
Scentralizowana kontrola nad nadawaniem profesur tytularnych? No coz tutaj boli Pania dr hab. Nawrocka – wyrazny akcent w nagraniu medialnym. Istnieje niestety taka koniecznosc dopoki istnieja tytuly i stopnie panstwowe (najlepiej je po prostu zniesc aczynajac od tytulu naukowego), bo na uczelniach nie stosuje sie kryteriow merytorycznych lecz ukladowo-kolezewnskie o czym sama Pani Profesor na prawo i lewo opowiada w innym kontekscie (np ustawiane konkursy) jako „odwazna”
14 maja o godz. 15:12 388
malgorzata.academicus 14 maja o godz. 9:58
„A pamieta Pan katastrofe hali w Katowicach?”
Przeczytałem wpis na Wikipedii. Rzeczywiście, ma Pani rację. Jest gorzej, niż myślałem. Chciano zaoszczędzić kosztem bezpieczeństwa i czyniono to całkiem świadomie. Wynika z tego, ze pod względem moralności osiagnęliśmy już w Polsce amerykańskie dno ochotników wybierających służbę wojskową jako środek do zdobycia drogiego wykształcenia. Świadomie przeliczających życie zabitych podludzi w zamorskich krajach na kwotę swojego przyszłego czesnego w college.
Ostatnią rzeczą, która jest jeszcze niewiadoma będzie przekonanie się o masowości tego zjawiska. W wielkich USA mamy rocznie setki tysięcy młodych ludzi swiadomie godzących się na zabranie komuś życia w zamian za osobiste korzyści finansowe. W mniejszej Polsce będzie to proporcjonalnie mniej ludzi, ale dalej powinniśmy mieć więcej podobnych katastrof budowlanych.
Nowy, wspaniały świat!
14 maja o godz. 19:41 389
malgorzata.academicus
14 maja o godz. 9:58
„Drodzy studenci strzezcie sie takich konformistek wprowadzajacych w blad opinie publiczna.”
– – –
Czy obraźliwe insynuacje personalne (jw), pod egidą akademizmu, to aby nie przykład nadmiernego obciążenia i wynikowego pęknięcia Nauki Polskiej niepodpartej normą kulturową, Pani Doktor?
Czy tylko osobiste zachwianie aksjologiczne w pogoni za wywiadem?
Chciałoby się coś o szydle powtórzyć, ale szkoda zachodu.
Nauka, proszę Pani, zaczyna się od naukowców i tamże u nas się kończy, nie wychodząc poza magiel.
Wstyd.
14 maja o godz. 23:35 390
Szanowna Pani/Panie Gekko.
Obraźliwe dla społeczności akademickiej są przede wszystkim słowa Pani Nawrockiej „wszyscy jestesmy winni” w miejsce „winny jest każdy z nas kto…” Subtelna, ale znacząca różnica w ustach osoby, która publicznie opowiada o swoim własnym osobistym konformiźmie i bierności przez 45 lat. Cytuję (zapis video między 15 a 16tą minutą wystąpienia).
„Czy kiedykolwiek, na ktoórejkolwiek radzie wydziału i senacie odbyła się dyskusja o istocie powinności duchu uniwersytetu? Nigdy. Za 45 lat mojej pracy na Wyższej Szkole Pedagogicznej najpierw a potem na uniwersytecie BYŁAM CZŁONKIEM RÓŻNYCH GREMIÓW I RAD WYDZIAŁU I SENATU. Nigdy.”
Dla przypomnienia czytelnikom – rady wydziałów i senaty polskich uczelni to gremia przedstawicielskie środowiska, w których podejmuje się w demokratycznym głosowaniu kluczowe decyzje – m.in. ustala, zatwierdza programy studiów (w części dotyczącej bezpośrednio studentów). Jest to ustawowo najwyższy przejaw autonomii decyzyjnej uczelni.
Może ustalmy też co rozumiemy przez obraźliwe insynuacje personalne. Cytuję Panią Nawrocką, video c.a 16.30 – o rozbudowie campusu uniwersyteckiego „Gdański Uniwersytet jest największym developperem na Pomorzu (…) Daje zarobić niezliczonej ilości wykonawców i firm dostawczych a one REWANŻUJĄ SIĘ DECYDENTOM BYNAJMNIEJ NIE BUKIETAMI KWIATÓW (…)”
Podobnie jakie słownictwo jest normą kulturową w środowisku naukowym polonistów.
Cytat: 22.23:
„Kultura języka jest na coraz niższym poziomie. Jego żenującą kalekość widać, słychać i czuć w atakujących nas zewsząd wypowiedziach polityków i dziennikarzy (…)”
22:47:
” A studenci? (…) Czy skarżą się na OLEWANIE ZAJĘĆ(…)”
24:40
„(…) niech się państwo ODCZEPI (…)”
8:45
„(…) naciski na radę wydziału by UWALIŁA habilitanta (…)”.
Podobnie wielokrotne używanie w czasie wypowiedzi słowa „urzędas”, które jest obraźliwe…
Mimo wszystko chylę czoła przed wysoce trafnym w wielu punktach opisem zachowań środowiska.
Jednak prawda, z której wynika fałszywa diagnoza (cytat z Rzeczpospolitej: „Reformy, ale nie odgórne, autonomia uczelni w reformowaniu.”) ma niezmiennie wartość logiczną zero. Ostrzegam więc wszystkich, że „wyszło szydło z worka” – propozycje i poglądy prof. Nawrockiej są de facto niczym innym jak głosem za utrzymaniem obecnego status quo.
Jeżeli kogokolwiek uraził ton mojej wcześniejszej wypowiedzi to niezmiernie przepraszam. Słowa o wprowadzaniu opinii publicznej w błąd przez twierdzenie, że obecne kształty programów są winą ministerstwa ZDECYDOWANIE podtrzymuję. Obowiązujące w ostatnich latach standardy zostały opracowane przez środowisko akademickie, a konkretne siatki przegłosowane w ramach „podziału łupów godzinowo-etatowych” z dostosowaniem do umiejętności i wiedzy już zatrudnionej kadry przez rady wydziałów – te same, w których Pani Nawrockach od wielu, wielu lat uczestniczy. Mechanizm nie powinien być jej więc obcy i ponosi za niego osobiście część winy.
15 maja o godz. 7:30 391
Skutki działań państwowego aparatu terroru politycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ofiarą jest znany profesor Jan Stanek. Najgorsze w tym, to postawa prawicowego i tchórzliwego rektora Musioła. Wybrano chyba lepszego, Wojciecha Nowaka.
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,11723192,Lustracja__Sad_oczyscil_z_zarzutu__uczelnia_nie_powiadomila.html
15 maja o godz. 7:48 392
malgorzata.academicus
14 maja o godz. 23:35
– – –
Szanowna Pani Dr Inż;
Kilka słów wyjaśnienia, bo widzę, że odwołałem się w poprzednim wpisie zbyt metaforycznie do niedostępnych Pani zasobów kompetencji.
Otóż, nie można aspirować do statusu akademickiego, a tym bardziej – Katona Deontologii, posługując się retoryką sprzeczną z etyką naukowca.
Pani publiczne wypowiedzi na tym blogu jednoznacznie deprecjonują formą i intencją o s o b ę będącą przedmiotem ataku, w dodatku w sposób i miejscu, w którym nie może się bronić. Jest to osoba, z którą, ponadto, dzieli Pani dobrowolnie przynależność do korporacji zawodowej o pewnych kulturowych i zawodowych standardach, nawet, jeśli obecnie historycznych.
Czyni Pani tym samym o wiele więcej, niż zarzuca innym.
W dodatku, wszystko wskazuje na to , że nie jest Pani w stanie zdać sobie z tego sprawy.
Będzie Pani łatwiej uzyskać szanse na wiarygodność w takiej krytyce, po złożeniu etatu uczelnianego, niekoniecznie z powodu emerytury.
Konformizm bowiem nie jest antynomią relatywizmu etycznego.
15 maja o godz. 9:43 393
„Quand il faut modifier ou renouveler la doctrine fondamentale, les generations sacrifiees au milieu dequelles s’opere la transformation y demeurent essentiellement etrangers, et souvent y deviennent directement hostiles.”
Auguste Comte
To drugi najpoważniejszy problem polskiego społeczeństwa obok pełzającego konformizmu. Powyższy cytat jest również szalenie adekwatny dla postawy znaczącej części społeczności akademickiej i nauczycieli w stosunku do być może niewystarczających, ale jednak chyba prowadzących w dobrym kierunku reform polskiego systemu edukacji.
17 maja o godz. 21:50 394
zza kaluzy: „Niedouczeni polscy inżynierowie czy lekarze nie będą zabijali użytkowników swoich mostów czy pacjentów swoich szpitali w sposób naumyślny.
Tak jak robili i dalej robią to amerykańscy politycy, wojskowi i dziennikarskie psy na służbie machiny do mordowania.”
czy uwaza Pan ze a) mordowanie dla przyjemnosci jest lepsze niz mordowanie za pensje, b) czy uwaza Pan ze wojsko jest niepotrzebna c) Cy uwaza Pan ze konflikty nalezy rozwiazywac spierwajac Hare Kriszna i palac kadzidelka?
17 maja o godz. 22:11 395
Profesor Stanek:
„Jednocześnie wymagajcie więcej od siebie, nawet jeśli inni od Was nie wymagają. Zapewniam – to się opłaci. Prowadzę seminarium magisterskie na biofizyce (Wydział Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej). W tym roku uczestniczy w nim sześć wspaniale wykształconych młodych Polek. One nie muszą się obawiać o swoją przyszłość.”
Niedawno podsluchalem rozmowe w auli pewnego slynnego polskiego uniwersytetu. Spotkali sie: sliczna panienka i starszy pan. Z rozmowy (brzydko podsluchiwac…) wynikalo ze panienka zrobila u starszego pana magisterium. Z biofizyki wlasnie. Jak mowila, nikt z jej grupy nie znalazl pracy w zawodzie. Wielu – zadnej pracy. Ona miala szczescie, bo sprzedaje ksiazki. Wiec jest blisko nauki.
Problem polskiego szkolnictwa opisal wieszczo Stanislaw Lem w Cyberiadzie. „Chinczyk Liu uczyl sie u Chinczyka Czy sztuki zabijania smokow. Gdy studia ukonczyl, postanowil sprawdzic swe umiejetnosci. Niestety, nigdzie nie mogl znalezc smoka”
I tak jest w Polsce. Nie mamy smokow.
Po co wiec nauczyciele akademiccy maja sie wysilac aby dobrze ksztalcic jezeli doskonale wiedza ze ich absolwenci potem beda kelnerowac lub obslugiwac wozki widlowe w magazynach? Nie ma dobrej edukacji metoda „pchania”. Zeby byla dobra edukacja, potzrebne jest „ssanie”. Ze strony przemyslu. A jakie ssanie moze byc?… Niedawno Premier Tusk otworzyl 200 osobowa montownie azjatyckich telewizorow. Mial promienna pzremowe ze „Polska ma powod do dumy” oraz ze „to dowod mocarstwowosci Polsk iw dziedzinie high-tech”. No tak… I po cholere studenci maja sie pchac na Wydzial Elektroniki na Politechnice?
17 maja o godz. 22:16 396
malgorazta.academicus: „To drugi najpoważniejszy problem polskiego społeczeństwa obok pełzającego konformizmu.”
napisala Pani bardzo duzo. czy moglaby Pani w jednym, krotkim paragrafie napisac co Pani chciala powiedziec?.. .Znaczy, jaka jest pani teza? Jest Pani za czy przeciw? I za/przeciw czemu?
Bo nie sposob sie zorientowac.
18 maja o godz. 7:55 397
@A.L.
Swieta prawda. Napisalam za duzo i „puscily mi nerwy” po wywiadzie Pani Nawrockiej dla rzepy. Dlaczego?
Prosze przczytac co miala do powiedzenia Pani Nawrocka w czasie wczorajszego spotkania z MBK
„Jak uzdrowić polskie uczelnie? Więcej praktyki, mniej krytyki – Katarzyna Pawłowska-Salińska, Marta Piątkowska, agataki 2012-05-16 Gazeta Wyborcza”
Co w jej wypowiedzi mialo cokolwiek wspolnego z usunieciem SYSTEMOWYCH PRZYCZYN, ktore doprowadzily do patologii bardzo trafnie wyartykulowanych w czasie slynnego juz wystapienia. NIC!!!
I dokladnie tak jest na poziomie uczelni. Gdy dochodzi do jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji o programach studiow, poziomie prac naukowych to wszystko zaczyna sie i konczy na zabezpieczeniu wlasnych krotkoterminowych interesow (byle do emerytury przy wladzy). Nie oznacza to, ze wszystko jest zle. Niestety jednak dla jakosci ksztalcenia nie ma znaczenia, ze w jednym instytucie jest to robione dobrze jezeli w dwoch innych jest bardzo zle. Rektor nie ma praktycznie zadnej wladzy nad autonomicznymi wydzialami stad dba glownie o wyniki finansowe. A na poziomie rozdrobnionych wydzialow jest „wyszarpywanie” godzin dla pozyskania lub utrzymania etatow pracownikow poszczegolnych jednostek z minimum koordynacji programowych. Dydaktyka jest „zlecana” na poziom instytutow, ktore maja ja „zabezpieczyc” a potem juz wolnoc Tomku w swoim domku – byle sie potem zgadzalo w papierach dla PAKi.
Mnie sie wstepnie marzy to co napisalam w poscie:
13 maja o godz. 13:41
Nie widze jednak zadnej mozliwosci zrealizowania tego przy obecnym systemie organizacji i zarzadzania uczelnia oraz poziomie frustracji i konformizmu kadry. Dodam: bardzo bym sie pragnela mylic…
W czasie wielomiesiecznej dyskusji nad nowelizacja ustawy PSW „srodowisko” powiedzialo NIE dla zmian w zarzadzaniu, powiedzialo NIE dla odejscia od szkodliwej wieloetapowosci „kariery” akademickiej. No to sie nic nie zmieni poza zapisem w papierach… Chyba, ze studenci w koncu zrobia rewolucje.
Poki co bedziemy mieli dalej sfrustrowanych akademikow, ktorym brakowalo i brakuje odwagi by swoje zale wyartykulowac publicznie a zwlaszcza by przejac przynajmniej CZESC indywidualnej odpowiedzialnosci za sytuacji na polskich uczelniach. Zawsze sa winni ONI. 🙁
18 maja o godz. 15:02 398
makgorzata.academicus: „W czasie wielomiesiecznej dyskusji nad nowelizacja ustawy PSW „srodowisko” powiedzialo NIE dla zmian w zarzadzaniu, powiedzialo NIE dla odejscia od szkodliwej wieloetapowosci „kariery” akademickiej. No to sie nic nie zmieni poza zapisem w papierach… Chyba, ze studenci w koncu zrobia rewolucje.”
Srodowisko niczego nie zmieni, bo przy calych problemach, obecny status jest dla srodowiska bardzo wygodny. Zblizony do paradygmatu „czy sie stoi czy sie lezy”. Potrzeba kogos SPOZA srodowiska, z determinacja i odwaga taka jaka ma Premier Tusk przy przeprowadzaniu reformy emerytalnej.
Dla ustalenia uwagi, w USA nauczyciele akademiccy pracuja na 3 letnich kontraktach ktore mozna przedluzyc co najwyzej 3 razy. Czyli – umowach smieciowych. Po tych 3 razach – albo ma sie dorobek uprawniajacy do tenury, albo sie zmienia zawod. Tenure dostaje, cos, nie pamietam, ale okolo 20% majacych na nia chec. Zeby dostac tenure, tzreba miec odpowiedni dorobek publikacyjny, odpowiednia ilosc grantow i ukokumentowana wysoka jakosc nauczania. Oraz odpowiednia reputacje w srodowisku naukowym.
Tenura zapewnia „dozywocie”, co nie znaczy ze nie mozna z niej wyleciec – jak ktos uzna ze zakonczyl kariere naukowa i przestaje robic cokolwiek. Takie rzeczy jak „habilitacja” nei istnieja.
Dopoki w polskim systemie tak nie bedzie, dopoty polski system wyzszej edukacji bedzie wygodnym miejscem dla „dekownikow” ktorym albo sie nie chec robic nic powaznego, albo nie potrafia.
Disclaimer: Okolo 1/3 mojej dosyc dlugiej kariery akademickiej spedzilem „robiac za profesora” w USA
18 maja o godz. 15:22 399
Czesto tu sie pojawia haslo: „nauka jest niedofinansowana. Dajcie nam pieneidze a pokazemy co potrafimy”.
Niestety, dokladanie pieniedzy przypomina dolewanie oleju do zatartego silnika. Silnik i tak nie zapali.
W amerykanskim uniwersytecie pieniedze na badania tzreba sobie zorganizowac samemu. Uniwersytet placi podstawowa pensje i daje biurko. Pensja jest w zasadzie tylko za nauczanie. Wyjazd na konferencje, komputer, ksiazki, sprzet laboratoryjny, doktoranci – tzreba miec wlasne pieneidze. Skad? Ano, z przemyslu. Przy czym uniwersytet okresla reguly. Tam gdzie ostatnio pracowalem, w ciagu ostatnich 3 lat nalezalo przyniesc 250 tysiecy dolarow. Jak ktos nie przyniosl – mial problemy z przedluzeniem kontraktu. Nie mowiac o braku srodkow na prowadzenie badan.
Swietych Mikolajow nie ma. Polcy naukowcy czekaja na Swietego Mikolaja. Jest to czekanie na Godota.
Tak na marginesie, prcuje teraz glownie w przemysle. Poniewaz potzreba bylo przeprowadzic pewne badania naukowe, postanowiono dac odpowiedni grant (teraz jestem dajacym a nie bioracym). Targniety patriotyzmem postanowilem poszukac w Polsce. Klopoty zaczely sie przy szukaniu osob ktore zajmuja sie okreslona tematyka.
Na swiecie – nie ma z tym problemu. Zapuszcza sie google, i na stronie webowej naukowca jes tdokladnie napisane czym sie zajmuje, sa jego publikacjie w ps czy pdf ktore mozna sciagnac i przeczytac, a jak czegos nie ma to na e-majlowe zapytanie dostaje sie odpowiedz w 10 minut.
W Polsce? Typowa strona webowa:
„Hej, to ja, Kazik! Pracuje w tym, no, tego,… uniwesytecie. Wszyscy mowia ze jestem rowny chlop. Tu moje zdjecie. A tu zdjecie mojej zony. O, a tu w bikinii. Fajna babka, nie?
W lecie bylismy w Egipcie. Tu sa zdjecia…”
I tak dalej. Publikacje? Jakie publikacje? Jezeli juz jest lista, to nie ma niczego do sciagniecia, i na ogol w polskich czasopismach ktorych dostepnosc (i reputacja) swiatowa sa zerowe.
Niejaki Ziman, filozof nauki, napisal byl ksizake „Spoleczenstwo nauki”. Pzretlumaczona na polski. W ksiace stawia teze ze nauka jest dzialaniem spolecznym. W Polsce owej spolecznosci nei zauwazono. Panuje opinia: „wicie, rozumicie, moze i to nie najlepsza nauka, ala jak na warunki polskie calkiem niezla”. „Nauka na warunki polskie” jest wlasnie powodem dla ktorych w Polsce jest zascian i pozostanie zascianem.
Tak na marginesie, w dziedzinie ktorej szukalem aktywnie dzialaja scientysci z Czech, Slowacji, Niemiec, Bulgarii, Wegier, Francji, Szwecji i Irlandii i maja strony webowe jak tzreba. I to ICH spotykam na konferencjach naukowych. W ciagu ostatnich 20 lat nie spotkalem ani jednego Polaka.
I to by bylo tyle o wyzszosci nauki polskiej nad nauka swiatowa
18 maja o godz. 16:58 400
szanowny AL
1. „odwaga taka jaka ma Premier Tusk przy przeprowadzaniu reformy emerytalnej.” —- agitacja partyjna to nie tutaj!
2. „Dopoki w polskim systemie tak nie bedzie” —- w Polsce nie będzie i nie powinno być tak jak w US z paru prostych względów: jesteśmy inną nacją i mamy inny system współgrający z jeszcze innymi systemami, wprowadzanie na siłe reform w oparciu o model amerykański byłoby nieadekwatnym rozwiązaniem. Po to podatnik oplaca sztab ministrów i urzędników żeby znaleźli właściwy sposób na poprawę tej skomplikowanej sytuacji, a to że nie pracują tak jak powinni to inna historia.
3. Co to jest strona „webowa”?
4. Bardzo chętnie zapoznam się z pańskimi publikacjami na temat edukacji w Polsce, widać że jest pan dobrze poinformowany i zaznajomiony z tematem. Jakiś tytuł?
5. ‚paradygmatu „czy sie stoi czy sie lezy”’ —- bardzo przepraszam ale co to za nonsens?
19 maja o godz. 7:41 401
A.L. 17 maja o godz. 21:50
„Cy uwaza Pan ze konflikty nalezy rozwiazywac spierwajac Hare Kriszna i palac kadzidelka?”
Jestem zdania, że wszystkie wypowiadane publicznie i pod swoim nazwiskiem opinie o aborcji (za czy przeciw – nie ma znaczenia) powinny kończyć się automatycznym pobraniem kwoty $100 z konta perorującego i przekazaniem jej albo na klinikę aborcyjną dla niezamożnych (dla zwolenników) albo na ośrodek adopcyjny (dla przeciwników).
Podobnie każdy członek parlamentu głosujący za wysłaniem wojska w rejon konfliktu, a także każdy dziennikarz popierający siłowe rozwiazania konfliktów i pracujący dla opiniotwórczego środka masowego przekazu o dużym oddziaływaniu powinni mieć ZAGWARANTOWANE wysłanie w tenże rejon konfliktu członka swojej rodziny. Syna, córki, wnuka lub wnuczki, rodzeństwa. I to nie jako dekownika, generała czy też pilota strzelającego na podstawie widzimisię CIA do kogoś na drugim końcu świata samemu siedząc w komfortowych warunkach pracy od 9-tej do 5-tej.
Taki członek rodziny powinien być narażony (jakoś-nie jestem wojskowym) na identyczne niebezpieczeństwo śmierci lub kalectwa, na identyczny stres psychiczny jak większość wysyłanego na wojnę wojska.
Zapewniam Szanownego Ironistę, że wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki straszno-smieszni hipokryci pozujący na Wielkich Senatorów i Kongresmanów staną się zadziwiająco pokojowi. Polityczna siła perswazji własnej żony lub córki okaże się o niebo silniejsza od „losu miejsc pracy w przemyśle zbrojeniowym w moim stanie”.
Zresztą uważam, że mechanizm, który zaproponowałem miałby moc uzdrawiającą sumienie u dowolnego polityka i dziennikarza w dowolnym kraju, nie tylko w USA.
20 maja o godz. 11:03 402
Szanowny Gospodarzu!
O ile wiem jest Pan szefem „think tanku” Platformy Obywatelskiej. A to partia, której szef(ładnie to opisywał „z samego środka” prof.Śpiewak!!!) świadomie i konsekwentnie stosuje,w obawie przed potencjalną(!) konkurencją, negatywną selekcję kadrową. To znaczy z dwóch kandydatów na dane stanowisko czy to partyjne czy państwowe wybiera gorszego(mniej kompetentnego,mniej doświadczonego, mniej sprawnego organizacyjnie itd.!!!). Dobrą ilustracją skutków realizacji tej zasady są dwa kolejne składy rządu III pod wodzą p.Donalda Tuska… Ma też Donald Tusk inną zasadę – nigdy nie odwołuje skompromitowanych skandalami związanymi z nieudolnością i niekompetencją. Dlatego w poprzednim rządzie tkwili do końca tacy „geniusze” organizacji, kompetencji i komunikacji społecznej jak Grabarczyk,Kopacz, K.Hall czy B.Klich(prawie do końca!). Jedynym ministrem, którego pozbył się prawie natychmiast, był akurat wyjątkowo kompetentny, szczególnie na tym tle, prof. Ćwiąkalski.Świadomie nie piszę o „ofiarach” afery hazardowej bo tu decyzje nic wspólnego z ich kompetencjami nie miały!!!
Taka polityka kadrowa oczywiście jest przez kolejnych nominatów przenoszona w dół!!! Jakoś nie zauważyłem, żeby kierowany przez Pana Instytut Obywatelski zajął się mechanizmami polityki kadrowej i skutkami negatywnej polityki kadrowej dla Polski i PO…;-)
A tu Pan „umoralnia”osoby, których możliwości wpływu na procesy i mechanizmy były zdecydowanie mniejsze od Pańskich!!!:-(
P.S.Nie jestem z PiS więc argumenty typu „a u Was biją Murzynów”oparte o działalność tej partii nie będą akurat do mnie, podobnie jak porównania z PRL…;-)
22 maja o godz. 21:04 403
@ A.L. 18 maja o godz. 15:22
– – –
Aż się zaczytałem, jakbym przy tym był… 🙂
Ale ileż trzeba prostackiej odwagi, aby w prostych, żołnierskich słowach polskiemu naukowcu (czyli temu Misiu) wytłumaczyć, że jedyną dziedziną, jaką uprawia jest rola. Orze jak… morze systemu szerokie i głębokie, bytując na jego łowiskach i kopiąc dołki pod sąsiadującym planktonem bentosowym.
Jak nie przymierzając tutejsza Doktor Inżynier, co z posad rusza bryłę – byle nie swoją.
Ech rozmarzyłem się – Palikot wybuduje fabryki, Tusk zarządzi współpracę przemysłu z nauką, podatnik sfinansuje a Kaczyński skorzysta z wynikowych technologii i zhabilituje wszystkich jednym opłatkiem na mszy w Toruniu.
Będzie jak w legendarnym Polskim Raju, czyli tej piekielnej Hameryce.
Nauka bowiem tym bardziej nam nie idzie w las, im więcej drzew.
🙂
Pozdrawiam.
23 maja o godz. 11:06 404
szanowny AL
1. „odwaga taka jaka ma Premier Tusk przy przeprowadzaniu reformy emerytalnej.” —- agitacja partyjna to nie tutaj!
2. „Dopoki w polskim systemie tak nie bedzie” —- w Polsce nie będzie i nie powinno być tak jak w US z paru prostych względów: jesteśmy inną nacją i mamy inny system współgrający z jeszcze innymi systemami, wprowadzanie na siłe reform w oparciu o model amerykański byłoby nieadekwatnym rozwiązaniem. Po to podatnik oplaca sztab ministrów i urzędników żeby znaleźli właściwy sposób na poprawę tej skomplikowanej sytuacji, a to że nie pracują tak jak powinni to inna historia.
3. Co to jest strona „webowa”?
4. Bardzo chętnie zapoznam się z pańskimi publikacjami na temat edukacji w Polsce, widać że jest pan dobrze poinformowany i zaznajomiony z tematem. Jakiś tytuł?
5. ‘paradygmatu „czy sie stoi czy sie lezy”’ —- bardzo przepraszam ale co to za kontekstualny nonsens?
28 maja o godz. 0:44 408
zza kaluzy: „Zapewniam Szanownego Ironistę, że wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki straszno-smieszni hipokryci pozujący na Wielkich Senatorów i Kongresmanów staną się zadziwiająco pokojowi. Polityczna siła perswazji własnej żony lub córki okaże się o niebo silniejsza od „losu miejsc pracy w przemyśle zbrojeniowym w moim stanie”.”
Pan robi se jaja czy mowii powaznie? Bo jak robi se jaka, to sie posmieje. A jak Pan mowi powaznie, to… mzoe jakies proszczecki? Wizyta u psychoanalityka?…
28 maja o godz. 0:49 409
Vangelis:
1. Czy Pan jest Vangelis czy Vitalis? Rozdwojenie jazni jakies?…
2. Doceniam Panska troske o czystosc mojego jezyka polskiego, ale pozwoli Pan ze pozostane przy „stronie webowej” i „paradygmacie”
3. Z checia dowiem sie jakie sa Panskie opinie na temat edukacji, o ile Pan takie opinie ma. Bo jedyne co sie dowiedzialem to ze „ma byc inaczej niz w USA”. No, wlasnie jest. Z wiadomym skutkiem.
4. Na temat moich publikacji wypowiem sie natychmiast gdy Pan wypowie sie na temat swoich
20 czerwca o godz. 9:44 461
Hej!Det skulle vara rtkgiit roligt om du ville le4gga in lite kort pe5 olika tre4ningar ibland, se5dant inspirerar. Skulle e4ven vara kul med lite tips inom AR.Tack ff6r en bra blogg /Karro
6 listopada o godz. 14:27 12422
po pierwsze polskie uczelnie w dzisiejszym czasie są jak urzędy na prowincji , oblegane przez swoich , zeby mieć tam pracę nie trzeba być madrym wystarczą koneksje , albo odpowiedni profesorek czujacy do danego studenta pociąg . Obudzcie śie w polsce nie ma żadnej spójnej koncepcji jak ma iśc polska edukacja , a uczelnie przesiąknięte mamoną i rodzinkami nic nie chcą zmieniać bo za nic nie odpowiadaja . ja powiem dosc wszyscy profesorowie nieroby minimum 1200 i do roboty , zrobi wiecej dostanie wiecej ( w niemczech minimum wynosi gdzieniegdzie 450 euro) a u nas czy sie jest w pracy7 czy nie 5000 sie należy.